Sobotnia międzynarodowa konferencja w Genewie miała być próbą przełamania impasu w sprawie Syrii, gdzie reżim Baszara Asada brutalnie tłumi antyrządowe demonstracje oraz spycha kraj na krawędź wojny domowej i religijnej. Do tej pory wszelkie próby wywarcia presji na reżim, który odpowiada za śmierć ok. 10 tys. ludzi, uniemożliwiała Rosja, która jest najbliższym sojusznikiem Damaszku. Władze w Moskwie, korzystając ze wsparcia Chin, z uporem blokowały wszelkie rezolucje ONZ w sprawie Syrii, obawiając się, że otworzą drogę do sankcji lub nawet interwencji militarnej.
Kreml od dłuższego czasu znajduje się jednak pod ogromna presją wspólnoty międzynarodowej, aby zmienił swoje stanowisko, które ośmiela reżim do coraz brutalniejszych ataków. Były sekretarz generalny ONZ Kofi Annan, którego plan pokojowy na krótko pomógł przerwać krwawe walki, apelował w Genewie o zdecydowane działania i ostrzegał, że konflikt może się rozlać na inne kraje.
Kreml ugiął się pod presją wspólnoty międzynarodowej i wstępnie zgodził się na zmianę syryjskiego reżimu
Po tygodniach zakulisowej dyplomacji sąsiadom Syrii i pięciu stałym członkom Rady Bezpieczeństwa ONZ USA –Chinom, Rosji, Wielkiej Brytanii i Francji – udało się uzgodnić w Genewie, że pierwszym krokiem do zakończenia wojny ma być powołanie władz przejściowych, które doprowadzą kraj do demokratycznych wyborów. Rosja nie zgodziła się jednak na zapis mówiący, że w nowych władzach nie mogą zasiadać osoby, które podważają ich wiarygodność i zagrażają narodowemu pojednaniu, co byłoby jasnym sygnałem, że w rządzie nie ma miejsca dla Baszara Asada. Zamiast tego zapisano, że skład rządu pojednania narodowego jest uzależniony od obustronnej zgody władz i opozycji.
– W takim rządzie nie ma miejsca dla Asada – zapewniał w niedzielę szef brytyjskiej dyplomacji William Hague. Podobnego zdania są Amerykanie i władze w Paryżu.