Bawaria uchodzi w Niemczech za państwo w państwie. Rządzona przez CSU od dziesięcioleci słynie z konserwatyzmu, przywiązania do tradycji, katolicyzmu i niezwykle prężnej gospodarki. Jest jednym z 16 niemieckich landów i zgodnie z konstytucją RFN powinna wspierać finansowo landy słabsze, którym nie udaje się wiązać końca z końcem. – System ten się przeżył i wymaga korekty – ogłosił już kilka miesięcy temu Horst Seehofer, premier Bawarii.

Wczoraj rząd tego landu podjął decyzję o skierowaniu skargi do Trybunału Konstytucyjnego, żądając obalenia janosikowego. Kosztuje ono Bawarię miliardy euro. W zeszłym roku było to dokładnie 3,66 mld. Prócz Bawarii janosikowe płacą jeszcze Hesja (1,8 mld), Badenia-Wirtembergia (1,7 mld) oraz Hamburg (62 mln). Pieniądze te trafiają do kas pozostałych landów, w zdecydowanej większości na obszar byłego NRD. Sam zjednoczony Berlin otrzymuje 3 mld euro rocznie, finansując m.in. bezpłatne przedszkola, co wywołuje oburzenie Bawarczyków, gdyż nie jest tak nawet w bogatej Bawarii. – Dlaczego na nasz land przypadać musi połowa całej sumy janosikowego? – pyta premier Seehofer. – Wystarczy sięgnąć do art. 107 konstytucji, gdzie jest zapisane, że wysokość odpisów na pomoc innym landom uzależniona jest od potencjału gospodarczego – odpowiada burmistrz Berlina Klaus Wowereit.

W Bawarii takie argumenty trafiają na jałowy grunt. – Nie ma żadnego znaczenia, że Bawaria przez długie lata korzystała z pomocy innych landów, co umożliwiło przekształcenie landu z typowo rolniczego w ostoję supernowoczesnego przemysłu – zwraca uwagę „Süddeutsche Zeitung". Przemiany te charakteryzuje najlepiej slogan: „Laptop und Lederhosen" (laptop i skórzane spodenki") wskazujący na udaną symbiozę nowoczesności i tradycji.

– Trzeba zrozumieć Bawarczyków, którzy argumentują, że skoro im się udało przekształcić land w oazę prężnej gospodarki, to nie ma powodu, aby nie powiodło się innym – tłumaczy „Rz" prof. Klaus Schroeder, politolog z Wolnego Uniwersytetu w Berlinie. Nie ma wątpliwości, że obowiązujący system finansowania biedne landy przez bogate musi się zmienić, bo przyzwyczajone do transferów takie landy jak Berlin czy Brema nie mają żadnych bodźców do oszczędzania. Jego zdaniem premier Seehofer sięga po krytykę janosikowego przed przyszłorocznymi wyborami do lokalnego parlamentu, pragnąc udowodnić, że jest gorliwym obrońcą interesów Wolnego Państwa Bawarii, jak brzmi oficjalna nazwa 10-milionowego landu.

Z tej też przyczyny bawarscy politycy z CSU krytykują programy pomocy dla Grecji, Hiszpanii i zgłaszają zastrzeżenia do funkcjonowania Europejskiego Mechanizmu Stabilizacyjnego (ESM), a więc funduszu pomocy dla zagrożonych państw strefy euro. Trybunał Konstytucyjny wyda 12 września orzeczenie w sprawie skarg konstytucyjnych, których autorzy argumentują, że udział Niemiec w ESM jest obciążony zbyt wielkim ryzykiem. Autorem jednej ze skarg jest Peter Gauweiler, deputowany CSU. Równocześnie minister finansów Bawarii domaga się, aby Grecja wystąpiła ze strefy euro, a premier Seehofer ostrzega przed przekształceniem UE w „potwora" pożerającego pieniądze podatników, zwłaszcza bawarskich.