Na tym straciłaby Polska, która jest głównym beneficjentem polityki spójności. Jednak, jak się nieoficjalnie dowiedzieliśmy, taka opcja jest mało prawdopodobna. – Budżet strefy i budżet całej Unii powinny być ściśle rozdzielone – mówi wysoki rangą dyplomata w unijnych instytucjach.
Na razie dyskusja jest w początkowej fazie, ale przyjęcie tego pomysłu nawet w małej skali oznacza tworzenie federalnego państwa europejskiego.
Polska tradycyjnie przeciwstawiała się próbom podziału UE na strefę euro i resztę w pomysłach dalszej integracji. Jak dowiadujemy się w Brukseli, Herman Van Rompuy gotów jest przedstawić opcję dobrowolnego włączenia się w projekt dla krajów, które w przyszłości przyjmą wspólną walutę.
– To może mieć sens. Polska podpisała przecież traktat fiskalny. Ma co prawda swoją politykę kursową, ale dodatkowe zabezpieczenie na wypadek recesji może się jej przydać – uważa ekspert European Council for Foreign Relation Sebastian Dullien. Wtedy jednak musiałaby się również złożyć na taki budżet.
Trzeba dać coś w zamian
Ekonomiści są przekonani, że eurobudżet ma sens. Wyraźnie pokazuje to obecny kryzys. Kraje z osobną walutą, jak Polska, w razie recesji ratują się deprecjacją waluty. Grecja czy Hiszpania nie mogą tego zrobić, co sprawia, że ich gospodarka nie może zwiększyć konkurencyjności. Ponadto kraje w kryzysie muszą cały czas dokonywać oszczędności, co powoduje dalszą recesję, zmniejsza dochody do budżetu i zmusza je do kolejnych oszczędności.
– Zupełnie inaczej jest w USA. Kiedy Kalifornia staje przed widmem bankructwa, to przecież znaczna część transferów socjalnych jest dokonywana przez rząd federalny na rzecz mieszkańców tego stanu. I to te pieniądze chronią przed spiralą recesji, bo tworzą popyt – zauważa Zsolt Darvas, ekspert brukselskiego think tanku Bruegel.