Kto obroni konstytucję przed panią Steinbach? – pisał wczoraj „Spiegel Online", odkurzając nieco zapomnianą postać z pierwszych stron gazet sprzed kilku lat. Chodzi oczywiście o Erikę Steinbach, szefową Związku Wypędzonych (BdV).
Tę samą Steinbach zawdzięczającą swą popularność w Niemczech docierającym tam odpryskom wielkiego oburzenia Polski i Polaków zarzucających jej żonglowanie historią. W taki sposób, aby uczynić Polaków winnych zbrodni przymusowego wysiedlenia milionów Niemców z powojennej Polski. „Spiegel" stał prawie zawsze po stronie naszego kraju w konfrontacji z panią Steinbach, jednak nie do tych spraw wraca, zarzucając szefowej BdV brak poszanowania praw człowieka. I to właśnie jej sprawującej funkcję przewodniczącej grupy roboczej ds. praw człowieka w ramach frakcji CDU/CSU w Bundestagu. Chodzi o przywileje mniejszości homoseksualnej w Niemczech, których zdecydowaną przeciwniczką jest Erika Steinbach.
Postawa antypaństwowa?
„Kto ochroni konstytucję przed sędziami Trybunału Konstytucyjnego?" – napisała na Twitterze Erika Steinbach w lutym, reagując w ten sposób na orzeczenie Trybunału. Uznał on wtedy, że nie jest sprzeczna z konstytucją adopcja dzieci przez osoby żyjące w homoseksualnych związkach partnerskich, o ile są to dzieci jednego z partnerów. To właśnie skłoniło panią Steinbach do przedstawienia publicznie kontrowersyjnej opinii na temat Trybunału Konstytucyjnego. W państwie prawa, jakim szczycą się być Niemcy, posypały się głosy, że jest to w gruncie rzeczy postawa antypaństwowa.
– Erika Steinbach musi zaakceptować, że Niemiecka Republika Federalna kończy się na Odrze i Nysie, a homoseksualiści nie są obywatelami drugiej kategorii. Inne opinie są sprzeczne z konstytucją – głosi Volker Beck, zagorzały przeciwnik Eriki Steinbach, od lat zarzucający jej zarówno rewizjonizm historyczny i pragnienie odzyskania byłych wschodnich obszarów III Rzeszy, jak i pozbawienie uzyskanych praw niemieckich gejów i lesbijek.
Zdaniem Steinbach w demokracji nie może istnieć żaden zakaz krytycznej oceny działań Trybunału Konstytucyjnego, który, jak udowadnia, popełnił ogromny błąd już w 2002 roku, zapalając zielone światło dla quasi-małżeństw homoseksualnych, czyli tzw. związków rejestrowanych. Z takimi poglądami pani Steinbach nie jest bynajmniej w CDU odosobniona. – Na prawicowym skrzydle zwiększają się obawy, że kierowana przez Angelę Merkel partia zmierza w kierunku socjaldemokratycznym i tym samym całe ugrupowanie traci swego rodzaju znak rozpoznawczy w postaci konserwatyzmu w sprawach obyczajowych i przywiązania do wartości chrześcijańskich – tłumaczy „Rz" prof. Werner Patzelt, politolog. A przecież w samej nazwie CDU (Unia Chrześcijańsko-Demokratyczna) występuje przymiotnik wskazujący na chrześcijańskie korzenie tego ugrupowania.