Zamach w tempie Twittera

W ciągu ostatnich dwudziestu lat dużo się mówiło się o „efekcie CNN", czyli sposobie, w jaki telewizje informacyjne radykalnie zmieniły tempo obiegu informacji w świecie, wymuszając na politykach znacznie szybszą reakcję na wydarzenia.

Aktualizacja: 16.04.2013 21:54 Publikacja: 16.04.2013 21:52

Komentarz Moniki Olejnik na Facebooku

Komentarz Moniki Olejnik na Facebooku

Foto: Facebook

Przykład eksplozji w Bostonie pokazuje, że dziś możemy mówić o „efekcie Twittera", który to tempo jeszcze przyspiesza. A przede wszystkim sprawia, że w przekazywaniu informacji uczestniczą już nie tylko media.

Pierwszy tweet informujący o wybuchach na mecie bostońskiego maratonu pojawił się już o 11:51 czasu lokalnego, zaledwie kilkadziesiąt sekund po zdarzeniu. „Właśnie doszło do eksplozji w centrum Bostonu. Widzowie uciekają z trasy bostonmarathon" – napisał George Scoville, analityk mediów z Wirginii, który był wtedy wśród widzów.

Chwilę później jego wpis podchwycili jego znajomi oraz media i tak ruszyła lawina.

Kolejni świadkowie dzielili się relacjami, a telewizje natychmiast potem zwracały się do nich o wypowiedź. Trzy minuty po zdarzeniu na Instagramie pojawiło się pierwsze zdjęcie z podpisem: „co, k..., się właśnie zdarzyło?". Potem dochodziły kolejne obrazy i nagrania, na których widać było krew, dym i ludzi z oberwanymi kończynami, ale też i takie, które eksponowały podejrzanych ludzi na miejscu eksplozji.

Oficjalne reakcje władz – również za pośrednictwem mediów społecznościowych – pojawiły się pół godziny później, a bostońska policja na bieżąco przez cały dzień informowała na Twitterze o ofiarach i rannych, dementując również chodzące po sieci plotki.

Od razu zareagowali też polityczni publicyści, którzy dzielili się swoimi podejrzeniami co do sprawców wybuchów. „Przyjmujmy więcej Saudyjczyków bez kontroli" – ironizował komentator telewizji Fox News Erik Rush, po czym stwierdził – podobno sarkastycznie – że „muzułmanie są źli i powinniśmy ich wszystkich zabić". Liberalni publicyści równie szybko o zamach obwinili prawicowych ekstremistów.

Polski Twittter zareagował z nieznacznym tylko opóźnieniem. Niespełna dwie godziny po eksplozjach – kiedy jeszcze nie było pewne, co spowodowało wybuchy – kondolencje „dla narodu amerykańskiego wobec tchórzliwego ataku na sportowców" opublikował minister Radosław Sikorski.

Największe poruszenie jednak – wśród dość umiarkowanych reakcji polskich komentatorów – wywołał wpis Moniki Olejnik na Facebooku: „Dwa wybuchy – w Bostonie, a nie w Smoleńsku". Niesmaczny żart dziennikarki spotkał się z oburzeniem i ostrą, niemal powszechną krytyką internautów. Autorka musiała się z niego tłumaczyć.

Przykład eksplozji w Bostonie pokazuje, że dziś możemy mówić o „efekcie Twittera", który to tempo jeszcze przyspiesza. A przede wszystkim sprawia, że w przekazywaniu informacji uczestniczą już nie tylko media.

Pierwszy tweet informujący o wybuchach na mecie bostońskiego maratonu pojawił się już o 11:51 czasu lokalnego, zaledwie kilkadziesiąt sekund po zdarzeniu. „Właśnie doszło do eksplozji w centrum Bostonu. Widzowie uciekają z trasy bostonmarathon" – napisał George Scoville, analityk mediów z Wirginii, który był wtedy wśród widzów.

Świat
Wojna Rosji z Ukrainą. Dzień 1013
Świat
Wojna Rosji z Ukrainą. Dzień 1011
Świat
Wojna Rosji z Ukrainą. Dzień 1010
Świat
Wojna Rosji z Ukrainą. Dzień 1009
Materiał Promocyjny
Przewaga technologii sprawdza się na drodze
Świat
Yi Peng 3 wykonał "zadziwiający manewr". Dziesięć dni później uszkodzony został podmorski kabel
Walka o Klimat
„Rzeczpospolita” nagrodziła zasłużonych dla środowiska