Ale nie przestaną popierać reżimu w Syrii czy radykalnych ugrupowań takich jak libański Hezbollah.
Do pierwszej tury wyborów prezydenckich staje w piątek ostatecznie sześciu kandydatów, dwóch, których dopuściła do walki specyficzna dla tutejszego systemu Rada Strażników, w ostatnim tygodniu zrezygnowała.
I najwyżej o jednym, Hasanie Rohanim, można powiedzieć, że reprezentuje obóz, który dobrze się na Zachodzie kojarzy – a zwany reformatorskim, czasem liberalnym i związany z zieloną (od barw wyborczych) opozycją, która po poprzednich, sfałszowanych, wyborach wyprowadziła na ulice setki tysięcy Irańczyków. Protesty zostały zdławione, wielu przywódców opozycji trafiło do więzienia i aresztów domowych, a niezależnym mediom przykręcono śrubę.
Reszta to kandydaci konserwatywni lub ultrakonserwatywni, po których nie można się spodziewać odstępstw od linii narzucanej przez ajatollahów.
Zresztą i prezydent o skłonnościach reformatorskich nie jest najważniejszą osobą w tym teokratycznym państwie. Jest nim najwyższy przywódca ajatollah Ali Chamenei. A on ma służyć systemowi powołanemu po rewolucji islamskiej.