Po z górą dwóch miesiącach przerwy eurodeputowani powrócili we wtorek do debaty plenarnej nad stanem demokracji na Węgrzech, która zdaniem lewicy i liberałów jest wciąż naruszana przez prawicowy rząd Viktora Orbána.
Za i przeciw Węgrom
Jedna dyskusja w Parlamencie Europejskim na temat krytykowanej przez lewicę polityki Fideszu już się odbyła 17 kwietnia. Nie przyjęto jednak wówczas wiążących decyzji, a spór pokazał jedynie podziały między europarlamentarzystami. Europejska Partia Ludowa (EPP), do której należy Fidesz, stanęła za Węgrami, podczas gdy przedstawiciele lewicy, liberałów i Zielonych (łącznie z samym przewodniczącym PE i unijna komisarz ds. sprawiedliwości Vivien Reding) ostro skrytykowali poczynania rządu Viktora Orbána.
Ten sam scenariusz powtórzył się podczas wtorkowego posiedzenia PE w Strasburgu. Obecny na posiedzeniu Orban usłyszał od Ulrike Lunacek, austriackiej posłanki Zielonych, że on i jego rząd „przygotowuje grunt dla homofobii, ksenofobii, podkopuje fundamentalne wartości Europy”.
Padały zarzuty o autorytaryzm, ograniczanie wolności mediów i deformowanie sądownictwa. W pewnym momencie zdenerwowany europoseł Fideszu József Szájer porównał nawet zarzuty stawiane jego partii do stalinowskich procesów pokazowych, za co został skarcony przez przewodniczącego Martina Schulza.
Jeden z niewielu umiarkowanych głosów należał do hiszpańskiego posła EPP Jaime Mayora Orei, który stwierdził, że w dyskusji górę biorą względy ideologiczne, a potępienie Orbána jedynie wzmocni jego zwolenników.