– Luksemburg zdecydowanie gra w wyższej kategorii wagowej, niż wynikałoby to z wielkości tego państwa – mówi „Rz” Janis Emmanuilidis, ekspert w European Policy Centre w Brukseli. Składa się na to kilka czynników obiektywnych: jego położenie w centrum Europy Zachodniej, udział w historycznej grupie założycieli UE, zamożność i wreszcie miano czołowego centrum finansowego. – Ale osobowość Junckera, jego wiedza i doświadczenie wynosi Luksemburg na jeszcze wyższy pułap – uważa Emmanuilidis.
Juncker to instytucjonalna pamięć Unii. – Zna wszystkich w Brukseli, nie tylko polityków, ale też urzędników i ekspertów – mówi Mikołaj Dowgielewicz, były sekretarz stanu ds. europejskich, obecnie wiceprezes w Banku Rozwoju Rady Europy.
Wpływ Junckera na wydarzenia w UE był ogromny, szczególnie w ostatnich latach, gdy prowadził eurogrupę przez wzburzone wody kryzysu finansowego. Ale i wcześniej odgrywał kluczowe role. Zdaniem Dowgielewicza na swój wizerunek oddanego Europejczyka szczególnie zapracował w 2005 r., gdy stojąc na czele prezydencji luksemburskiej, próbował osiągnąć porozumienie budżetowe. Nie udało mu się z powodu nieprzejednanego oporu Brytyjczyków.
Później w różnych trudnych momentach odgrywał ważną, nieprzypisaną mu stanowiskiem rolę. Na szczycie w 2007 r., gdy prezydent Lech Kaczyński blokował porozumienie w sprawie traktatu lizbońskiego to Juncker tonował nastroje, a w jego pokoju dochodziło do koncyliacyjnych spotkań w gronie Kaczyński-Merkel-Sarkozy. Juncker zresztą – mimo że trudno o człowieka bardziej odległego w poglądach na Europę - cenił Kaczyńskiego i nigdy publicznie go nie krytykował. Ta cecha szefa rządu małego kraju – szacunek dla interesów narodowych innych, dla innej wrażliwości – zjednywała mu sympatyków. Mimo że nie zawsze jego wizja federalnej Europy wszystkim się podobała
Wino i plotki
Premier Luksemburga słynie ze swojej bezpośredniości. – Nie czuje się dystansu, jest bardzo dowcipny i kontaktowy – opowiada Dowgielewicz. Na konferencjach prasowych nigdy nie korzystał z pomocy rzecznika i sam prowadził dialog z dziennikarzami. I jest lojalny, o czym mógł się przekonać były dyrektor MFW Dominique Strauss-Kahn, oskarżony o gwałt na pokojówce w nowojorskim hotelu. Tuż po aresztowaniu Juncker został zapytany o to wydarzenie na konferencji prasowej po posiedzeniu eurogrupy, na które zresztą powinien był przyjechać Strauss-Kahn. Luksemburski premier wyraźnie był zirytowany oskarżeniem zawartym w pytaniu i odpowiedział, że jest mu przykro, bo Strauss-Kahn to jego przyjaciel. Trudno było wtedy w Europie znaleźć czynnego polityka, który wypowiedziałby tak ryzykowne zdanie.
Premier Luksemburga to nie tylko człowiek sympatyczny i kompetentny, ale też niezależny, co w czasach kryzysu finansowego doprowadziło do głębokich konfliktów najpierw z Sarkozym, a potem z Merkel. Temu pierwszemu Juncker miał za złe próbę omijania unijnych instytucji i rozwiązywania problemów w gronie największych państw. Niemcom zarzucał pogardliwy stosunek do Greków. Uważał, że trzeba mieć więcej wyrozumiałości dla pogrążonego w kryzysie kraju, a jednocześnie integrować strefę euro. To spowodowało, że nie mógł już dłużej być szefem eurogrupy.
Sytuacja zrobiła się napięta, gdy dyplomaci z niechętnych mu krajów zaczęli rozpuszczać plotki, jakoby skłonność do alkoholu uniemożliwiała mu skuteczne prowadzenie spotkań ministrów finansów strefy euro. Jego wieloletni zwyczaj popijania wina do posiłków, a następnie raczenia się koniakiem, nagle stał się problemem.