Władze Gibraltaru mówią o „torturach", jakie hiszpańska Guardia Civil od trzech dni stosuje wobec wyjeżdżających z brytyjskiego terytorium zamorskiego. Każdy samochód jest dokładnie kontrolowany. Skutek: kobiety, ale także dzieci i starcy stali wczoraj w skwarze przeszło sześć godzin w kolejce, którą tworzyło tysiące samochodów.
Oburzenie ze strony Londynu jest tak wielkie, że szef brytyjskiej dyplomacji William Hague przerwał swojemu odpowiednikowi w Madrycie Jose-Garcii Margallowi weekend i w niedzielę wieczorem zadzwonił, aby wyrazić „poważne zaniepokojenie". Usłyszał w słuchawce, że kontrole są „konieczne", bo tego wymaga europejskie prawo. Wielka Brytania, a więc także i Gibraltar, nie przystąpiła do umowy z Schengen o zniesieniu kontroli granicznych.
Ostrzał skutera
Tłumaczenie Margallo jest jednak tylko częściowo prawdziwe. Wzmożone kontrole to część długiej serii inicjatyw, które mają przypomnieć, że hiszpański rząd nigdy nie pogodził się z utratą strategicznego terytorium przeszło 300 lat temu.
Od początku roku Guardia Civil zdążyła już ostrzelać pływającego na skuterze wodnym w obrębie wód terytorialnych Gibraltaru Brytyjczyka. Suwerenność terytorium pogwałciły także hiszpańskie kutry, które zaczęły robić sztuczne fale, aby przerwać budowę betonowej rafy, która mogłaby utrudnić połowy. Był też przelot hiszpańskich myśliwców nad obszarem powietrznym Gibraltaru.
– To nie są mądre działania, bo mogą sprowokować Maroko do wystąpienia o Ceutę i Melillę (dwie hiszpańskie enklawy w Afryce Północnej – red.), co w przeciwieństwie do sporu hiszpańsko-brytyjskiego może nawet skończyć się wojną – przestrzega w rozmowie z „Rz" Hiszpan Jorge Nunez z Center for European Policy Studies (CEPS) w Brukseli.