Armenia jednoznacznie stawia na Moskwę

Rosja złamała Armenię i przekonała ją do rezygnacji ze zbliżenia z UE. Pod presją są Ukraina, Gruzja i Mołdawia.

Publikacja: 05.09.2013 01:15

Prezydenci Serż Sarkisjan i Władimir Putin we wtorek w Nowo-Ogariowie

Prezydenci Serż Sarkisjan i Władimir Putin we wtorek w Nowo-Ogariowie

Foto: AP

Takiego rozwoju wydarzeń w Brukseli nikt się nie spodziewał. Na niespełna trzy miesiące przed szczytem Partnerstwa Wschodniego jedno z państw w nim uczestniczących odwraca się plecami do UE.

Armenia nie chce europejskiej perspektywy, zamiast tego decyduje się na zbliżenie z Rosją. Wezwany na dywanik w podmoskiewskiej rezydencji prezydenta w Nowo-Ogariowie prezydent Serż Sarkisjan zapowiedział po wtorkowej rozmowie z Putinem chęć wstąpienia do unii celnej z Rosją, Białorusią i Kazachstanem.

– To racjonalna decyzja odzwierciedlająca narodowe interesy Armenii – stwierdził Sarkisjan. Zaraz dodał, że deklaracja nie oznacza odmowy współpracy z Unia Europejską. Ale faktycznie oznacza koniec stowarzyszenia z UE, które miało zostać parafowane 28–29 listopada w Wilnie.

Najważniejszą częścią umowy stowarzyszeniowej jest bowiem strefa wolnego handlu. A ona jest nie do pogodzenia z inną unią celną.

– Strefa wolnego handlu z UE wyklucza pełnoprawne członkostwo w innej unii celnej – powiedział „Rz” Peter Stano, rzecznik unijnego komisarza ds. Europejskiej Polityki Sąsiedztwa i Partnerstwa Wschodniego. Przyznał on jednak, że Komisja Europejska nie została poinformowana o dokładnych zamiarach Armenii i na razie czeka na wyjaśnienia, żeby lepiej zrozumieć, o co chodzi.

Motywy Armenii są jasne i nie ukrywa ich nawet prezydent. – Jeśli jest się częścią systemu bezpieczeństwa wojskowego, to niemożliwe i nieefektywne jest izolowanie się w powiązanej z nim przestrzeni gospodarczej – powiedział Sarkisjan.

Krótko mówiąc, bezpieczeństwo w regionie, które gwarantuje Rosja, jest zbyt cenne. A Rosja od pewnego czasu daje do zrozumienia, że jej parasol bezpieczeństwa rozpostarty nad Kaukazem może zostać zwinięty. I wtedy Armenia stanie sama oko w oko z Azerbejdżanem i Turcją. Pierwszy chciałby odzyskać Górski Karabach, od ponad dwóch dekad separatystyczną republikę ormiańską, z drugim Armenia ma zamkniętą granicę i nabrzmiałe spory historyczne. (Armenia ma poza tym dwóch sąsiadów – Iran i Gruzję).

Rosji chodzi jednak nie tylko, i nie przede wszystkim, o Armenię.

– Przed szczytem w Wilnie widzimy bezprecedensowy atak na całe Partnerstwo Wschodnie. Armenia okazała się najbardziej wrażliwym krajem – mówi „Rz” Jacek Saryusz-Wolski, eurodeputowany PO, autor raportu Parlamentu Europejskiego nt. Partnerstwa Wschodniego.

Już kilka tygodni temu Rosja zdecydowała o zatrzymaniu ukraińskich produktów na granicy, żeby wywrzeć presję na Kijów, który w Wilnie może już podpisać (a nie tylko ratyfikować jak Armenia) umowę stowarzyszeniową. Ukraina na razie nie ustępuje, ale Rosja ma w zanadrzu inne argumenty, jak np. wprowadzenie wiz dla Ukraińców czy zakaz pracy dla 2,5 mln obywateli tego kraju, którzy zarabiają w Rosji. Pod wpływem gróźb Moskwy sygnały o możliwej zmianie kursu wysyła też Gruzja, której premier Bidzina Iwaniszwili zapowiada, że w przyszłości może rozważyć uczestnictwo w tworzonej Euroazjatyckiej Unii Gospodarczej – strukturze politycznej powiązanej z unią celną.

Presja jest także wywierana na Mołdawię, której Rosja grozi odcięciem dostaw gazu i zapowiada wzmożone kontrole sanitarne eksportowanego przez ten kraj wina.

Prezydent Serż Sarkisjan nie ukrywał, że dokonał wyboru strategicznego i geopolitycznego. Siedząc we wtorek na Kremlu koło Władimira Putina, wspomniał jednym zdaniem o Unii Europejskiej, a ściślej o „naszym dialogu z europejskimi strukturami”, który ma nadal trwać. Wcześniej jednak uznał, że narodowym interesem Armenii jest wstąpienie do unii, którą tworzą „nasi partnerzy z ODKB”. A ODKB to anty-NATO, militarna organizacja grupująca państwa postradzieckie, w delikatnej wersji – niemające nadziei na bliskie związki z Zachodem.

W samej Armenii decyzja Sarkisjana napotkała na razie niewielki opór. Kategorycznie przeciwko wstąpieniu do nadzorowanej przez Kreml Unii Celnej wypowiedziała się wczoraj tylko jedna partia mająca przedstawicieli w parlamencie armeńskim, i to ta mająca ich najmniej – opozycyjna Partia Dziedzictwa. Jeden z jej liderów Stepan Safarian powiedział, że podkopuje to niepodległość kraju, a na dodatek pozbawia go wielkiej szansy ekonomicznej, jaką byłoby związanie się z Unią Europejską. Jako „całkowicie nie do zaakceptowania” określił zaskakującą deklarację prezydenta były szef MSZ (z połowy lat 90.) Aleksander Arzumanian. Część partii, jak podawał portal „Armenia Now”, wstrzymywała się wczoraj z jednoznaczną oceną.

Wczoraj wieczorem doszło do protestów pod pałacem prezydenckim w Erewanie. Z doniesień armeńskich portali trudno było wnioskować o ich skali. Jeden z nich Ajsor wspominał o dziewięciu zatrzymanych uczestnikach demonstracji.

Takiego rozwoju wydarzeń w Brukseli nikt się nie spodziewał. Na niespełna trzy miesiące przed szczytem Partnerstwa Wschodniego jedno z państw w nim uczestniczących odwraca się plecami do UE.

Armenia nie chce europejskiej perspektywy, zamiast tego decyduje się na zbliżenie z Rosją. Wezwany na dywanik w podmoskiewskiej rezydencji prezydenta w Nowo-Ogariowie prezydent Serż Sarkisjan zapowiedział po wtorkowej rozmowie z Putinem chęć wstąpienia do unii celnej z Rosją, Białorusią i Kazachstanem.

Pozostało 90% artykułu
Świat
Wojna Rosji z Ukrainą. Dzień 801
Świat
Chciał zaprotestować przeciwko wojnie. Skazano go na 15 lat więzienia
Świat
Wojna Rosji z Ukrainą. Dzień 800
Świat
Wojna Rosji z Ukrainą. Dzień 799
Świat
Wojna Rosji z Ukrainą. Dzień 797
Materiał Promocyjny
Dzięki akcesji PKB Polski się podwoił