Ponad sześć lat od wejścia do UE te dwa kraje wciąż nie mogą uzyskać pełni praw członkowskich. Teoretycznie strefa Schengen jest otwarta dla wszystkich państw UE, a nawet EFTA, które wypełnią warunki prawne i techniczne.
W skrócie sprowadzają się one do zapewnienia, że ich granice są szczelne i dobrze chronione. Tak aby inni członkowie strefy Schengen mieli pewność, że po kolejnym przesunięciu granic zewnętrznych nie nastąpi napływ nielegalnych osób czy towarów. Zarówno Bułgaria, jak i Rumunia warunki spełniły, co Komisja Europejska przyznała już dwa lata temu, rekomendując ich akcesję do strefy Schengen.
Ale dla kilku państw UE sprawa jest zbyt kontrowersyjna. Otwarcie przeciwna jest Holandia, w różnych momentach popierana przez Finlandię, Niemcy i Francję. W ubiegłym tygodniu po raz kolejny oba kraje usłyszały więc, że „jeszcze nie teraz". – Nie jestem w stanie powiedzieć, kiedy nastąpi moment możliwej akcesji – powiedział niemiecki minister spraw wewnętrznych Hans Peter Friedrich. Holandia czeka na pozytywny raport KE dotyczący walki z korupcją w tych dwóch krajach, choć nie ma on żadnego związku z bezpieczeństwem na granicach.
Rumunia już straciła zapał do tej gry i jej premier zapowiedział: – Nie chcemy więcej słyszeć „następnym razem" – stwierdził Victor Ponta. Poprosił swojego ministra spraw wewnętrznych o przekazanie w Brukseli, że Rumunia nie będzie już wnosiła tego punktu na obrady kolejnych rad ministrów. – Nie chcemy żadnej daty – dodał premier. Po spotkaniu ministrów spraw wewnętrznych UE oba kraje we wspólnym oświadczeniu napisały, że o dyskusję poproszą dopiero wtedy, gdy będzie jednomyślność wśród państw UE.
Strach przed napływem ubogich Bułgarów i Rumunów jest dziś dla eurosceptyków wygodnym argumentem przeciwko unijnym zasadom swobody przepływu osób. Chodzi nie tylko o brak kontroli na granicach wewnętrznych, ale także o wolność przemieszczania się w celu podjęcia pracy w innym kraju UE. Teoretycznie od 1 stycznia 2014 roku powinny zniknąć ograniczenia dla obywateli tych dwóch krajów.