Korespondencja ?z Tallina
– W Estonii są tylko trzy rzeczy, których nie da się załatwić przez internet: małżeństwo, rozwód oraz sprawy notarialne – mówi Anna Piperal z pracującej dla rządu organizacji, której zadaniem jest wyjaśnianie, jak działa w jej kraju e-państwo. Żartuje, że po udanym weekendzie nawet tak zaawansowany system pewnie by sobie nie poradził z napływem wniosków. Zapewnia, że nie ma takiego drugiego państwa na świecie, w którym internet używany byłby tak intensywnie jak w niewielkiej Estonii. – Wyobraź sobie, że zabrakło ci lekarstwa. Przesyłasz swemu lekarzowi e-mail czy SMS i po dziesięciu minutach w dowolnej aptece w kraju odbierasz lekarstwo na podstawie dowodu osobistego zaopatrzonego w super zabezpieczenia – mówi Piperal.
To najprostszy przykład digitalizacji życia 1,3 mln Estończyków. W tym kraju już praktycznie niczego nie załatwia się bez udziału sieci. Estonia jest jedynym państwem na świecie, w którym za pomocą internetu można brać udział w wyborach wszystkich szczebli. I to bez względu na to, gdzie się aktualnie przebywa: w dalekim USA czy sąsiedzkiej Finlandii. Wprawdzie ostatnio skorzystała z tego tylko jedna czwarta wyborców, ale w następnych (2015 rok) liczba ta zapewne się podwoi.
Nowa rzeczywistość
Głosować można wielokrotnie w ciągu wyborczego tygodnia. Liczy się ostatni kontakt internetowy. Rekordzistka zmieniała zdanie 500 razy. – Ustaliliśmy, że był to swego rodzaju kawał – tłumaczy Anna Piperal. Całkiem zresztą legalny. Jedna plastikowa karteczka będąca dowodem osobistym załatwia wszystko. Nie trzeba wozić ze sobą prawa jazdy ani żadnych dokumentów samochodu, także dowodu badań technicznych.
Policja sama ustala wszystko za pośrednictwem swego systemu. Podobno działa kilkadziesiąt razy bardziej efektywnie i potrzeba jej o jedną trzecią wozów patrolowych mniej. To oszczędności. Przy czym nie cierpi na tym prywatność obywateli.