E-Estonia. Wszystko przechodzi przez sieć

Estończycy są dumni z państwa zarządzanego elektronicznie jak żadne inne. Krym przypomniał im jednak o rosyjskich ambicjach.

Aktualizacja: 16.03.2014 08:05 Publikacja: 15.03.2014 22:00

E-Estonia. Wszystko przechodzi przez sieć

Foto: Fotorzepa, Piotr Guzik PG Piotr Guzik

Korespondencja ?z Tallina

– W Estonii są tylko trzy rzeczy, których nie da się załatwić przez internet: małżeństwo, rozwód oraz sprawy notarialne – mówi Anna Piperal z pracującej dla rządu organizacji, której zadaniem jest wyjaśnianie, jak działa w jej kraju e-państwo. Żartuje, że po udanym weekendzie nawet tak zaawansowany system pewnie by sobie nie poradził z napływem wniosków. Zapewnia, że nie ma takiego drugiego państwa na świecie, w którym internet używany byłby tak intensywnie jak w niewielkiej Estonii. – Wyobraź sobie, że zabrakło ci lekarstwa. Przesyłasz swemu lekarzowi e-mail czy SMS i po dziesięciu minutach w dowolnej aptece w kraju odbierasz lekarstwo na podstawie dowodu osobistego zaopatrzonego w super zabezpieczenia – mówi Piperal.

To najprostszy przykład digitalizacji życia 1,3 mln Estończyków. W tym kraju już praktycznie niczego nie załatwia się bez udziału sieci. Estonia jest jedynym państwem na świecie, w którym za pomocą internetu można brać udział w wyborach wszystkich szczebli. I to bez względu na to, gdzie się aktualnie przebywa: w dalekim USA czy sąsiedzkiej Finlandii. Wprawdzie ostatnio skorzystała z tego tylko jedna czwarta wyborców, ale w następnych (2015 rok) liczba ta zapewne się podwoi.

Nowa rzeczywistość

Głosować można wielokrotnie w ciągu wyborczego tygodnia. Liczy się ostatni kontakt internetowy. Rekordzistka zmieniała zdanie 500 razy. – Ustaliliśmy, że był to swego rodzaju kawał – tłumaczy Anna Piperal. Całkiem zresztą legalny. Jedna plastikowa karteczka będąca dowodem osobistym załatwia wszystko. Nie trzeba wozić ze sobą prawa jazdy ani żadnych dokumentów samochodu, także dowodu badań technicznych.

Policja sama ustala wszystko za pośrednictwem swego systemu. Podobno działa kilkadziesiąt razy bardziej efektywnie i potrzeba jej o jedną trzecią wozów patrolowych mniej. To oszczędności. Przy czym nie cierpi na tym prywatność obywateli.

Tak jak w systemie służby zdrowia. Cały przebieg chorób, pobytów w szpitalach, zestaw aplikowanych w przeszłości leków, grupa krwi i wiele innych informacji znajduje się na serwerach. Kto ma do nich dostęp, jednym kliknięciem w klawiaturę ma wszystko jak na dłoni. Weźmy policję, która skanuje automatycznie tablice rejestracyjne i w ciągu sekundy ma na ekranie całe dossier właściciela. Jeżeli kiedykolwiek miał coś wspólnego z alkoholem za kierownicą, może być pewien, że zostanie zatrzymany do sprawdzenia.

Nie wszyscy są z tego zadowoleni, ale nikt głośno nie narzeka, bo korzyści są ogromne. Połowa mieszkańców Tallina płaci już za parkingi za pomocą telefonów. W ubiegłym roku ?99 proc. transferów bankowych odbyło się w Estonii za pośrednictwem internetu. Mniej więcej tyle samo deklaracji podatkowych składanych jest tą drogą. Przy tym elektronicznego formularza nie trzeba nawet wypełniać. Jest już gotowy, gdyż z wszystkich agencji rządowych i firm prywatnych wpływają do systemu informacje o dochodach i podatnik musi jedynie decydować, jakie ma odpisy i ulgi. Niemal natychmiast po zaakceptowaniu formularza dostaje refundację.

Estońskie e-państwo działa sprawnie, a Estończycy są przekonani, że nikt nie jest w stanie pokonać zabezpieczeń całego systemu, ani amerykańska NSA, ani też rosyjskie służby. Te ostatnie już zresztą próbowały.

Cyberwojna już była

– W 2007 roku mieliśmy pierwszy w historii zorganizowany atak cybernetyczny jednego państwa na drugie – mówi Toomas Hendrik Ilves, prezydent Estonii. Ofiarą była Estonia, a organizatorem akcji – rosyjskie służby specjalne.

Był to odwet Moskwy broniącej swej interpretacji historii, a także mniejszości rosyjskiej w Estonii. Konflikt powstał na tle decyzji ówczesnego rządu przeniesienia pomnika tzw. brązowego żołnierza, a właściwie pomnika Wyzwolicieli Tallina, z centrum miasta w rejon cmentarza wojskowego.

Przypomnijmy: rzecz działa się w kraju, który został włączony do ZSRR na mocy porozumienia Ribbentrop-Mołotow, tego samego, które było czwartym rozbiorem Polski. W kraju, gdzie ostatni tzw. leśni bracia, czyli antysowiecka partyzantka, przestali walczyć dopiero w latach 60. ubiegłego wieku, a więc jakieś 20 lat po II wojnie.

Jednoczenie kraju, w którym Niemcy utworzyli dywizję SS w 1944 roku. Znaleźli się w niej nie tylko wcieleni siłą do wojska Estończycy, ale także wielu takich, którzy nienawidzili przede wszystkim Rosjan. To ci ludzie próbowali upamiętnić swój wkład w walkę z Sowietami własnym pomnikiem. Stanął ostatecznie w 2004 roku w miejscowości Lihula. Został usunięty decyzją rządu i znajduje się dzisiaj w prywatnym muzeum.

Wtedy też rozpoczęła się dyskusja, co zrobić z brązowym żołnierzem. Było to miejsce, w którym zbierały się wycieczki rosyjskich szkół w Estonii, wznoszono hasła prorosyjskie, organizowano manifestacje antyrządowe domagając się więcej praw dla mniejszości rosyjskiej stanowiącej jedną czwartą społeczeństwa.

Demontażowi pomnika towarzyszyły zamieszki. Była nawet jedna ofiara śmiertelna. Rząd się nie ugiął, mimo że wiele międzynarodowych organizacji z Amnesty International na czele miało i nadal ma zastrzeżenia co do traktowania Rosjan w Estonii jako obywateli drugiej kategorii.

Spośród prawie 300 tys. członków mniejszości rosyjskiej jedna trzecia to obywatele Rosji. Kolejna trzecia część przyjęła obywatelstwo estońskie, co zresztą wymaga zdania specjalnych egzaminów ze znajomości języka oraz systemu konstytucyjnego kraju. Pozostała część to bezpaństwowcy, czyli osoby posiadające dokumenty stałego miejsca zamieszkania w Estonii, które umożliwiają im podróże bez wiz w obszarze Schengen, nie mówiąc o innych prawach wynikających z członkostwa Estonii w UE. Posiadacze takich dokumentów nie muszą mieć także wiz do Rosji. Dodatkową korzyścią dla obywateli Rosji, jak i bezpaństwowców w Estonii jest to, że nie muszą służyć w armii. A służba wojskowa jest obowiązkowa.

Między Rosją a NATO

– To mi odpowiada. Jednocześnie nie mogę zrozumieć, że musiałbym zdawać jakieś egzaminy w kraju, w którym się urodziłem i w którym mieszkam – mówi otwarcie Jewgienij, talliński taksówkarz. Przyznaje, że estoński zna dość słabo, ale na poziomie wystarczającym do normalnego funkcjonowania. W domu mówi się po rosyjsku, źródłem informacji są rosyjskojęzyczne programy telewizyjne, a dzieci uczęszczały do rosyjskiej szkoły, w której do dziewiątej klasy rosyjski był głównym językiem nauczania. Dopiero w rosyjskim gimnazjum jest warunek, że co najmniej ?60 proc. przedmiotów musi być wykładane po estońsku. Jewgienij jest z tego zadowolony.

Narzeka jedynie, że jako bezpaństwowiec nie może brać udziału w wyborach parlamentarnych oraz prezydenckich. Tak samo jak obywatele z rosyjskim paszportem. Dlatego głosował w wyborach na obecnego mera Tallina i byłego premiera Edgara Savisaara. Jest szefem Partii Centrum, która reprezentuje interesy mniejszości rosyjskojęzycznej. Sam Savisaar jest przy tym Estończykiem. Jego partia podpisała nawet swego czasu porozumienie o współpracy z putinowską Jedną Rosją, a jej szef całkiem niedawno oświadczył, że stoi po stronie Wiktora Janukowycza i nowe władze w Kijowie są nielegalne.

– To oburzające i może doprowadzić do rozłamu w partii – mówi Olga Sotnik, posłanka Partii Centrum. Ugrupowanie to ma obecnie 21 posłów w ?101 -osobowym parlamencie.

Politolog Andres Kasekamp twierdzi, że nie ma mowy o dyskryminacji mniejszości rosyjskiej. W końcu każdy, kto zechce, może zdobyć estoński paszport, a proces naturalizacji nie jest wcale taki skomplikowany. Jego zdaniem gdyby istniała jawna dyskryminacja, Estonia nie zostałaby przyjęta do NATO ani do UE.

Jest jednak członkiem sojuszu i bardzo to ceni. Zwłaszcza w chwili, gdy Kreml anektuje Krym, tłumacząc to obroną rosyjskojęzycznej mniejszości. – Dlatego wydajemy na obronę 2 proc. PKB, jak tego wymaga NATO – tłumaczy Andres Vosman, szef departamentu planowania Ministerstwa Obrony. Dlatego też Estonia, której armia liczy 4 tys. żołnierzy, wysłała ponad setkę żołnierzy do Afganistanu, uczestniczy w misji pokojowej w Mali, a w Republice Środkowoafrykańskiej będzie wkrótce 55 żołnierzy kraju, którego nie łączą z tym afrykańskim państwem żadne interesy. Estonia wybudowała też za 400 mln euro lotnisko wojskowe w nadziei, że będzie ono rotacyjną bazą dla samolotów NATO patrolujących przestrzeń powietrzną państw bałtyckich. Jest jednak problem z Litwą, która gości natowskie eskadry i nie chce słyszeć o rotacji.

– Jesteśmy pewni, że art. 5 traktatu NATO o wzajemnej obronie państw członkowskich zadziała, gdy zajdzie potrzeba, ale sami musimy być wiarygodnym partnerem – przekonuje Vosman.

Korespondencja ?z Tallina

– W Estonii są tylko trzy rzeczy, których nie da się załatwić przez internet: małżeństwo, rozwód oraz sprawy notarialne – mówi Anna Piperal z pracującej dla rządu organizacji, której zadaniem jest wyjaśnianie, jak działa w jej kraju e-państwo. Żartuje, że po udanym weekendzie nawet tak zaawansowany system pewnie by sobie nie poradził z napływem wniosków. Zapewnia, że nie ma takiego drugiego państwa na świecie, w którym internet używany byłby tak intensywnie jak w niewielkiej Estonii. – Wyobraź sobie, że zabrakło ci lekarstwa. Przesyłasz swemu lekarzowi e-mail czy SMS i po dziesięciu minutach w dowolnej aptece w kraju odbierasz lekarstwo na podstawie dowodu osobistego zaopatrzonego w super zabezpieczenia – mówi Piperal.

Pozostało 91% artykułu
Świat
Wojna Rosji z Ukrainą. Dzień 1023
https://track.adform.net/adfserve/?bn=77855207;1x1inv=1;srctype=3;gdpr=${gdpr};gdpr_consent=${gdpr_consent_50};ord=[timestamp]
Świat
Wojna Rosji z Ukrainą. Dzień 1022
Świat
Wojna Rosji z Ukrainą. Dzień 1021
Świat
Wojna Rosji z Ukrainą. Dzień 1020
Materiał Promocyjny
Do 300 zł na święta dla rodziców i dzieci od Banku Pekao
Świat
Wojna Rosji z Ukrainą. Dzień 1019