Już we wtorek Barack Obama potwierdził, że „władze Nigerii przyjęły ofertę pomocy USA dla ukarania bojowników Boko Haram".
Prezydent Stanów Zjednoczonych odpowiedział w ten sposób na międzynarodową falę oburzenia po porwaniu 15 kwietnia 257 uczennic szkoły w północnym stanie Borno. Władze amerykańskie są w ciągłym kontakcie z rządem Nigerii od trzech tygodni.
Z prezydentem Goodluckiem Jonathanem kilkakrotnie rozmawiał sekretarz stanu John Kerry, składając mu propozycję pomocy. Aż do tego tygodnia oferta była jednak odrzucana. Do przyjęcia amerykańskiej pomocy władze nigeryjskie skłonił jednak brak sukcesów w trwających trzy tygodnie poszukiwaniach ofiar porwania. W środę wyznaczono nawet nagrodę w wysokości 300 tys. dolarów za wiadomość, która doprowadzi na trop porywaczy.
Oburzenie opinii publicznej na bandyckie rajdy Boko Haram stało się tym większe, że członkowie islamistycznej sekty zbrojnej we wtorek znów porwali osiem dziewczynek w wieku 8–15 lat. Demonstracje poparcia dla władz Nigerii zwołane przez organizacje kobiece odbyły ?się w tym tygodniu w Londynie i w Los Angeles. Ich uczestniczki domagały się od państw Zachodu udzielenia wsparcia rządowi w Abudży dla uwolnienia porwanych dziewcząt.
Co do tego, że padły one ofiarą Boko Haram, nie ma już żadnych wątpliwości. Do uprowadzenia przyznał się Abubakar Shekau, przywódca grupy, który oświadczył, że są one „niewolnicami" i mogą zostać sprzedane albo zmuszone do małżeństw z „prawowiernymi bojownikami". Shekau zapowiedział kontynuowanie walki z ludźmi „zarażonymi" szkodliwymi zachodnimi ideami. Przyznał też, że to jego ludzie zabili 52 wieśniaków podczas najazdu na wioskę Waraba.