Monarcha kilka dni temu przyjął grupę dziennikarzy z naszego kraju w pałacu Noordeinde w Hadze. Ale trudnych tematów wolał unikać. Na pytanie „Rz", czy w czasie wizyty w Warszawie zamierza zwrócić uwagą na ogromną emisję dwutlentku węgla przez Polskę, co przyczynia się do podniesienia poziomu oceanów, Wilhelm przyznaje, że aż jednej trzeciej Holandii grozi zalanie. Ale otwarcie o pretensjach do Polski nie będzie mówił. Woli zwrócić ogólnie uwagę na konieczność rozwoju unijnej polityki energetycznej.
Konstytucja zakazuje królowi podejmowanie tematów politycznych. Ale to niejedyny powód, dla którego Wilhelm Aleksander chce skoncentrować się na o wiele mniej drażliwym temacie uczczenia ogromnego wkładu Polaków w wyzwolenie 70 lat temu Holandii spod niemieckiej okupacji. To część strategii rządu premiera Marka Ruttego poprawy stosunków z krajem, który dla Holendrów jest wschodzącą potęgą w Unii.
Wśród poddanych monarchy jest 200 tys. naszych rodaków. To proporcjonalnie do ludności kraju zdecydowanie więcej niż nawet w Wielkiej Brytanii. Jednak w ostatnich latach Polacy mile widziani nie byli. Poprzedni holenderski rząd, wspierany w parlamencie przez skrajnie prawicową Partię Wolności Geerta Wildersa, nie sprzeciwił się nawet powstaniu portalu, na którym Holendrzy mogli wyrażać pretensje do polskich imigrantów.
Nowy rząd wsparcia Wildersa już jednak nie potrzebuje. A populista z wyborów na wybory traci poparcie. Przyszedł czas na nowe otwarcie z Polską.
Frans Timmermans, szef holenderskiej dyplomacji, który poradził królowi wyjazd w pierwszej kolejności do naszego kraju (monarcha decyzji politycznych sam nie podejmuje), ma osobisty stosunek do wyzwolenia 70 lat temu Bredy przez dywizję generała Stanisława Maczka.