Unijny szczyt mianował w ostatni piątek Jeana-Claude'a Junckera na szefa Komisji Europejskiej. W ciągu najbliższych tygodni kraje członkowskie będą mu przysyłały nazwiska swoich kandydatów na komisarzy w kadencji 2014–2019. Premier Donald Tusk publicznie wymieniał w tym kontekście Lewandowskiego, ale on sam coraz mniej w to wierzy.
Pierwszym niekorzystnym dla niego sygnałem jest mianowanie Jacka Dominika, wiceministra finansów, na tymczasowego polskiego komisarza do końca obecnej kadencji, czyli do 31 października 2014 r. Gdyby Tusk był pewien, że teka u Junckera jest dla Lewandowskiego, poleciłby mu rezygnację z mandatu europosła i zostawił w KE. Tak jednak nie zrobił.
Sam Lewandowski, dotąd unijny komisarz ds. budżetu, w ostatnich dniach gwałtownie szuka dla siebie stanowiska w parlamencie. Ku zaskoczeniu innych deputowanych PO uparł się, że chce być członkiem ITRE, czyli parlamentarnej komisji ds. przemysłu, badań naukowych i energii, choć z tą tematyką nie miał wcześniej nic wspólnego. Udało się w negocjacjach wywalczyć dla niego dodatkowe miejsce obok oczywistego polskiego eksperta energetycznego, czyli Jerzego Buzka.
Szybko okazało się, po co Lewandowskiemu miejsce w ITRE. W wewnątrzparlamentarnym rozdaniu stanowisko szefa tego bardzo ważnego gremium przypadnie Polakowi. Kilka tygodni temu oczywistym kandydatem był Buzek, teraz ma konkurenta. Decyzję pewnie będzie musiał podjąć sam Tusk i raczej będzie mu trudno wskazać na Lewandowskiego. Buzek był członkiem ITRE przez dwie kadencje, twórcą koncepcji unii energetycznej, a ostatnio z upoważnienia Brukseli kierował zespołem ekspertów ds. europejskiej wspólnoty energetycznej.
Platformie przysługuje szefowanie jeszcze jednej komisji. Jednak w grupie tych dostępnych nie ma raczej opcji dla Lewandowskiego. Bo albo są niegospodarcze (np. rolnictwa, gdzie kandydatem jest Czesław Siekierski z PSL), albo mało istotne dla Polski.