Reklama

Jose Barros: Portugalczyk, który lubił Polskę

Po dziesięciu latach Jose Barroso pod koniec tygodnia opuszcza fotel przewodniczącego Komisji Europejskiej. Polska może być mu wdzięczna.

Publikacja: 29.10.2014 01:00

Portugalczyk rządził w Brukseli przez dwie kadencje. Samo to wystarczy, żeby powszechne stały się narzekania: na to, jak mówi, co mówi, jakie decyzje podejmuje. Oskarżany o wszystko, co złe w Unii w czasie kryzysu gospodarczego, sam trochę się do tego przyczynił swoim sposobem bycia. Na zarzuty wiecznie odpowiadał, że blokują go państwa członkowskie, potwierdzając tym samym oskarżenia, że Unią rządzi się z Berlina, a nie z Brukseli.

– Dziesięć lat w dzisiejszej polityce to bardzo długo. Barroso po prostu zużył się medialnie. Stąd ten, niesprawiedliwy moim zdaniem, krytycyzm – mówi „Rz" Mikołaj Dowgielewicz, wiceprezes Banku Rozwoju Rady Europy. Dowgielewicz zna Barroso z czasów, gdy pracował w Komisji Europejskiej, a potem, w latach 2007–2009, kontaktował się z nim i jego ekipą jako minister ds. europejskich.

Doktryna unijnej równowagi

Barroso rozpoczął swoją pierwszą kadencję w listopadzie 2004 roku. Miał wtedy zaledwie 48 lat, wcześniej przez dwa lata był premierem Portugalii.

– Jego wiedza o naszym regionie i naszej historii zdumiewała – mówi o Jose Barroso Mikołaj Dowgielewicz

– Jego nominacja była bardzo ożywcza – uważa Dowgielewicz. Chodzi nie tylko o wiek, ale też kraj pochodzenia. Przed nim tylko raz w historii UE szefem Komisji Europejskiej był przedstawiciel kraju innego niż grupa założycielska Wspólnoty, czyli Niemcy, Francja, Włochy, Holandia, Belgia i Luksemburg. W latach 1977–1981 stanowisko to piastował Brytyjczyk Roy Jenkins. W dodatku Barroso pochodził z kraju relatywnie biednego i peryferyjnego. Jak wyjątkowa była to sytuacja, widać dziś, gdy jego miejsce zajmuje znów polityk tej najstarszej Unii – Jean-Claude Juncker z Luksemburga.

Reklama
Reklama

Portugalskie doświadczenie mogło być ważnym źródłem ewidentnej sympatii Barroso wobec Polski. Rozumiał mentalność narodu, który dziesięciolecia był rządzony przez reżim: w przypadku Polski komunistyczny, w przypadku Portugalii – wojskowy. Oba kraje zapłaciły za to zacofaniem gospodarczym, dla przezwyciężenia którego potrzebny był strumień unijnych funduszy.

Już w czasach kryzysu, gdy bogatsze państwa Unii Europejskiej skwapliwie liczyły każde euro, Barroso popierał opracowany przez komisarza Janusza Lewandowskiego korzystny dla Polski projekt budżetu na lata 2014–2020. Wiedział, jak unijne pieniądze przemieniły Portugalię, i uważał, że to samo należy się Polsce.

Szef Komisji Europejskiej uważał, że w Unii powinna panować równowaga: między małymi i dużymi, bogatymi i biednymi, krajami strefy euro i tymi spoza obszaru wspólnej waluty. Wielokrotnie dawał temu wyraz w swoich wystąpieniach, ale też w decyzjach.

– Gdy powstawały antykryzysowe projekty legislacji i inicjatyw politycznych, od sześciopaku przez dwupak po pakt fiskalny czy unię bankową, Barroso zawsze dbał o tę równowagę. Zawsze w wewnętrznych dyskusjach dawał przykład Polski i mówił o tym, że musi być ona częścią tych wspólnych projektów – opowiada Cezary Lewanowicz, jedyny Polak wśród rzeczników Komisji.

Barroso uważał, że Polska powinna odgrywać ważną rolę w UE na długo przedtem, zanim takie myślenie stało się oczywiste w Warszawie. W tym wyrażało się jego przekonanie polityczne, oczywiste u przedstawiciela małego kraju, o konieczności utrzymywania równowagi. Ale też osobowość, której cechą charakterystyczną była niechęć do konfliktów, szczególnie tych rozgrywanych publicznie.

Miłośnik sztuki

Kiedy powstawała antykryzysowa legislacja, nie zawsze Komisji Europejskiej udawało się zdążyć przed innymi. Często to w Berlinie lub Paryżu nadawano ton debacie nad polityką gospodarczą. Ale potem zawsze Bruksela musiała to przełożyć na język konkretnych aktów prawnych i Barroso pilnował, żeby kraje spoza strefy euro nie były z tych inicjatyw wykluczane.

Reklama
Reklama

– Gdy zatrudniał mnie pięć lat temu, byłem zdumiony jego wiedzą o Polsce. Nie sądzę, żeby przygotował się tak specjalnie dla mnie – mówi Lewanowicz.

Barroso, z wykształcenia prawnik, posługujący się biegle czterema językami, był też znawcą sztuki. Na początku polskiej prezydencji w UE na prywatnym spotkaniu z polskimi dziennikarzami zaskoczył ich swoją wiedzą o polskich artystach współczesnych. A wraz z żoną widziany był także w brukselskim teatrze na trwającym wiele godzin spektaklu Krzysztofa Warlikowskiego „(A)pollonia".

– Barroso pochodził z najbardziej odległego kraju Europy i jego wiedza o naszym regionie i naszej historii zdumiewała – mówi Dowgielewicz. To przekładało się m.in. na zdroworozsądkowy stosunek do Rosji i Ukrainy w czasach, gdy nikt jeszcze nie spodziewał się podboju Krymu i wojny o Donbas.

O ile w czasie kryzysu gospodarczego Barroso wyraźnie był sojusznikiem Polski, dbając o zachowanie równowagi, o tyle gorzej sprawa się miała z pakietem klimatycznym. – Od początku dzieliła nas polityka klimatyczna. Ale taka była obiektywna sytuacja: Polska ze swoją strukturą gospodarczą była przeszkodą dla lansowanego jeszcze przed kryzysem gospodarczym skandynawskiego modelu rozwoju – uważa Dowgielewicz.

W drugiej kadencji Barroso zresztą nieco się zmienił, podobnie jak inni politycy europejscy. Miał jednak w gronie komisarzy Dunkę Connie Hedegaard, dla której sam wymyślił osobną tekę polityki klimatycznej. Stał się też więźniem swojego marzenia o sukcesie na koniec kadencji, a do tego potrzebował nowego pakietu dotyczącego klimatu.

Między Paryżem a Berlinem

Barroso rządził dwie kadencje, ale w naturalny sposób zapamiętana zostanie ta druga. Tym bardziej że Europa walczyła wtedy z kryzysem.

Reklama
Reklama

– Na sprawiedliwą ocenę roli Barroso trzeba poczekać. Na razie przecież część z wymyślonych przez niego recept jeszcze nie zdążyła zadziałać – mówi Janis Emmanuilidis, dyrektor studiów w brukselskim think tanku EPC. Przyznaje, że waga polityczna Komisji Europejskiej w tym okresie zmalała, a ciężar decyzji przesunął się w stronę reprezentującej unijnych przywódców Rady Europejskiej oraz poszczególnych stolic, a zwłaszcza Berlina. – Nie wiem, czy to wina Barroso. Taka była logika sytuacji: w kryzysie zawsze rządy narodowe ulegają wzmocnieniu – mówi ekspert.

Przyznaje przy tym, że Barroso był mało aktywny, szczególnie gdy wybuchł kryzys i trzeba było ratować Grecję. W kolejnych latach działał szybciej, miał inicjatywę, ale też nowy problem, czyli konieczność lawirowania między dwoma silnymi przywódcami: Nicolasem Sarkozym i Angelą Merkel. A żadne ?z nich nie darzyło go specjalną sympatią.

Świat
Wojna Rosji z Ukrainą. Dzień 1250
Świat
Wojna Rosji z Ukrainą. Dzień 1248
Świat
Wojna Rosji z Ukrainą. Dzień 1247
Świat
Katastrofa samolotu pasażerskiego w Rosji. Na pokładzie znajdowało się ok. 50 osób
Świat
Wojna Rosji z Ukrainą. Dzień 1246
Reklama
Reklama