Arsenij Jaceniuk przyjedzie w poniedziałek do belgijskiej stolicy, by wziąć udział w pierwszym posiedzeniu ukraińsko-unijnej rady stowarzyszeniowej. Premier chce przy tej okazji przekonać Wspólnotę do niemal podwojenia dotychczas obiecanej pomocy, aby zapobiec niewypłacalności kraju. Miałby ją uruchomić MFW, którego kraje UE są czołowym udziałowcem.
Teoretycznie polityczna decyzja w tej sprawie mogłaby zostać podjęta już pod koniec obecnego tygodnia, gdy w Brukseli spotykają się na ostatnim w tym roku szczycie przywódcy państw UE.
Kijowskie oczekiwania
„Gratulujemy Ukrainie nowego rządu i witamy z zadowoleniem jego determinację w przeprowadzeniu politycznych i gospodarczych reform. Unia i jej państwa członkowskie są gotowe ułatwić i wesprzeć te reformy" – czytamy w projekcie deklaracji szczytu, do której dotarł portal EU Observer.
Jaceniuk oczekuje jednak o wiele więcej. – Aby przeżyć, aby uniknąć bankructwa, potrzebujemy międzynarodowej konferencji donatorów, zatwierdzenia ukraińskiego planu reform i pomocy naszych zachodnich partnerów – zaapelował w piątek. I potwierdził ujawnioną przez „Financial Times" analizę MFW, zgodnie z którą Kijów będzie potrzebował kolejnych 15 mld USD wsparcia od Zachodu, aby uniknąć bankructwa. Do tej pory Kijów otrzymał realnie ok. 5 mld dolarów wsparcia – 25 razy mniej niż Grecja.
Aby przekonać swoich rozmówców, Jaceniuk przywiezie plan radykalnych reform. Zakłada on m.in. potrojenie cen ogrzewania i wody, ostre cięcia w wydatkach socjalnych, podniesienie wieku emerytalnego z 60 do 63 lat, zastąpienie darmowej opieki zdrowotnej systemem ubezpieczeń. Tyle że w Unii coraz mniej osób wierzy, że 40-letni polityk, który jest premierem już od dziesięciu miesięcy, rzeczywiście wprowadzi w życie te obietnice.