Japonia obroni Amerykę

Tokio umacnia sojusz z Waszyngtonem w obawie przed agresywną polityką Pekinu.

Aktualizacja: 30.04.2015 23:50 Publikacja: 30.04.2015 00:58

Premier Shinzo Abe w czasie środowego emocjonalnego przemówienia w Kongresie USA

Premier Shinzo Abe w czasie środowego emocjonalnego przemówienia w Kongresie USA

Foto: AFP

Shinzo Abe nie zawiódł i występując po raz pierwszy jako premier Japonii przed obiema izbami Kongresu, powiedział wszystko, czego od niego oczekiwano. Mówił o nowej roli Japonii w sferze bezpieczeństwa zagrożonego w Azji polityką Pekinu. Nie zapomniał o gospodarce i przyznał, że japońska armia dokonała zbrodni w czasie wojny. Nie wspomniał jedynie o losach tysięcy kobiet zmuszanych wtedy przez Japończyków do prostytucji.

„Polityka zagraniczna Japonii doskonale pasuje do strategii Obamy budowy sieci agresywnych sojuszy w regionie" – pisał ukazujący się w Hongkongu „South China Morning Post". Pekin tym uważniej obserwuje rozwój relacji japońsko-amerykańskich, im bardziej rośnie napięcie w regionie wywołane polityką Chin dążących do ugruntowania swej pozycji mocarstwa regionalnego, bez którego udziału nic się wydarzyć nie powinno. Chiny pozostają w konflikcie terytorialnym z Japonią o wyspy Senkaku i roszczą sobie pretensje niemal do całości obszaru Morza Południowochińskiego. – Nasze zobowiązania dotyczące bezpieczeństwa Japonii obejmują także wyspy Senkaku – powiedział amerykański sekretarz stanu John Kerry, podejmując w Waszyngtonie szefa japońskiej dyplomacji w towarzystwie ministra obrony.

Kerry nie krył uznania dla dokonanej przez rząd premiera Shinzo Abego reinterpretacji słynnego art. 9 japońskiej konstytucji, wykluczającego udział Sił Samoobrony Japonii w jakichkolwiek operacjach wykraczających poza funkcje obronne. Reinterpretacja ta umożliwiła modyfikację japońsko-amerykańskiego porozumienia z 1997 roku dotyczącego gwarancji bezpieczeństwa. USA zobowiązane były do obrony Japonii, nie mogły jednak liczyć na wzajemność. Co najwyżej na wsparcie Sił Samoobrony, ale tylko gdyby przeprowadzały operację wojskową służącą obronie tego kraju. Zgodnie z nowym porozumieniem Japonia jest w stanie uczestniczyć w obronie amerykańskich okrętów wojennych działających w pobliżu ich kraju. Może też odpowiedzieć na atak na kraj trzeci znajdujący się w sojuszu z Japonią. W praktyce oznacza to, że Japonia może zestrzelić nieprzyjacielską rakietę zdążającą na obszar USA, nawet jeżeli sama nie jest obiektem takiego ataku.

Odpowiada to oczekiwaniom nie tylko oficjalnego Waszyngtonu, lecz i dwóm trzecim obywateli USA. Kontrastują ostro ze stanowiskiem mieszkańców Japonii, z których zaledwie jedna czwarta jest przekonana o tym, że ich kraj powinien odgrywać większą rolę militarną.

Zmodyfikowane partnerstwo Japonii i USA potwierdziło przyjęcie we wtorek wspólnego oświadczenia, w którym mowa nie tylko o „niezachwianym sojuszu" obu państw, ale i o „pewnych krajach", które dążą do „podważenia suwerenności" innych państw i próbują „jednostronnie zmienić status quo". Mowa oczywiście o Chinach.

– Chiny nie dążą do wywołania wojny z Japonią ani z innym krajem, zdając sobie sprawę, iż pogrzebie to ich nadzieje na dalszy szybki rozwój gospodarczy. A jest to bezwzględnym priorytetem obecnego kierownictwa Chin – tłumaczy „Rz" Guy Sorman, ekspert Manhattan Institute. Tym niemniej Chiny wykorzystują wszystkie dostępne środki, nie stroniąc od prowokacji wojskowych, pragnąc uzyskać główną rolę w Azji.

– Dla osadzonych w przeszłości pod względem mentalnym Chin szacunek i uznanie są wartościami o niezwykłej wadze, trudnej do wyobrażenia w kulturze zachodniej – przekonuje Sorman. Wywołuje to gwałtowny sprzeciw większości państw kontynentu, zwłaszcza sąsiadujących z Morzem Południowochińskim, gdzie Chińczycy tworzą sztuczne wyspy z myślą o budowie tam portów i lotnisk.

Taka polityka Pekinu sprawia, że nie tylko Japonia, ale i państwa Azji Południowo-Wschodniej zacieśniają współpracę z USA. Bez udziału Chin powstaje transpacyficzne partnerstwo o charakterze gospodarczym, tzw. TTP (ang. Trans Pacific Partnership), złożone z 12 państw leżących po obu stronach Oceanu Spokojnego. W jego skład wchodzą: USA, Australia, Brunei, Kanada, Chile, Japonia, Malezja, Meksyk, Nowa Zelandia, Peru, Singapur i Wietnam. Udział Japonii w tym przedsięwzięciu ma znaczenie kluczowe.

Premier Abe twierdzi, że negocjacje są na dobrej drodze, jednak ostatnia prosta jest często najtrudniejsza. Obama ujął to nieco inaczej. – W USA jest już dość japońskich aut, chciałbym, aby w Japonii było więcej amerykańskich – powiedział.

Świat
Wojna Rosji z Ukrainą. Dzień 1181
Świat
Meksykański żaglowiec uderzył w Most Brookliński
Świat
Wojna Rosji z Ukrainą. Dzień 1178
Świat
Wojna Rosji z Ukrainą. Dzień 1177
Świat
Wojna Rosji z Ukrainą. Dzień 1176