Rosyjskie problemy dominowały podczas niedzielnych rozmów w malowniczym bawarskim zamku Elmau. W poniedziałek prezydenci Francji i USA, premierzy Kanady, Wielkiej Brytanii, Japonii, Włoch oraz gospodyni, kanclerz Angela Merkel, zajęli się problemem walki z islamskimi fundamentalistami na Bliskim Wschodzie i w Afryce, a przede wszystkim kwestią zmian klimatycznych. Nie zważając na to, że naukowe podstawy twierdzeń o wpływie człowieka na ocieplenie klimatu są dość niepewne, obiecali, że gospodarki ich krajów zaczną rezygnować z paliw węglowodorowych. Ich zdaniem powinno to zmniejszyć wzrost temperatury na Ziemi do jedynie 2 stopni Celsjusza – tyle, ile w epoce przedindustrialnej. Oznaczałoby to obniżenie o 60 proc. emisji gazów cieplarnianych do 2050 roku.
Według nieoficjalnych informacji z zamku Elmau to Angela Merkel najbardziej nastawała na wspólne przyjęcie takich ograniczeń. W listopadzie odbędzie się w Paryżu oenzetowska konferencja poświęcona zmianom klimatycznym na Ziemi. Niektórzy eksperci sugerują, że podpisane tam dokumenty powinny zastąpić dotychczas obowiązujący protokół z Kioto. Niemiecka kanclerz chciała, by najbogatsze państwa wysłały uczestnikom konferencji jasny sygnał, że gotowe są dobrowolnie nałożyć na siebie ograniczenia i jednocześnie wspomóc biedniejszych w ich wprowadzaniu.
Jednak w tej ostatniej sprawie zabrakło informacji z zamku Elmau o finansowym wsparciu oenzetowskiej „Green Climate Fund". 30 kwietnia minął termin zgłaszania dobrowolnych wpłat do niej, ale nie zebrano planowanych 4,7 mld dolarów przeznaczonych właśnie na finansowanie wprowadzania ograniczeń klimatycznych w biedniejszych krajach.
Głównymi antagonistami kanclerz Merkel podczas zamkowych debat o zmianach klimatycznych mieli być prezydent Obama oraz premier Kanady Stephen Harper. Z niespodziewaną pomocą przyszedł jej za to premier Japonii Shinzo Abe, który przed rozpoczęciem szczytu G7 ogłosił dobrowolne nałożenie nowych ograniczeń klimatycznych na japońską gospodarkę. Uczynił to, mimo że wcześniej Japonia odnosiła się do nich bardzo sceptycznie.
Przy kolejnej sprawie omawianej w zamku Elmau role się odwróciły. Rozmawiając o sposobach zwalczania ruchów islamskich fundamentalistów od Iraku (z tzw. Państwem Islamskim) po Nigerię (z Boko Haram), kanclerz Merkel miała odnosić się z rezerwą do amerykańskich propozycji. Obama pragnął uzyskać poparcie i pomoc najbogatszych dla obecnego rządu w Iraku coraz bardziej zagrożonego przez oddziały Państwa Islamskiego. Inni uczestnicy sceptycznie jednak wyrażali się o zdolności i chęci do walki irackiej armii. Przybyły do Bawarii premier Iraku Hajdar al-Abadi musiał zapewniać, że „wygraliśmy wiele rund z islamistami, przegraliśmy tylko jedną – w Ramadi, a i to tylko chwilowo". Ale tylko USA zdecydowały się na dalsze dostawy broni do Bagdadu. Nie pomogło tu wsparcie brytyjskiego premiera Camerona, który ogłosił wysłanie 125 instruktorów wojskowych do Iraku. Pozostali uczestnicy spotkania byli pod wrażeniem przegranej wojsk rządowych w bitwie o Ramadi.