Francja nie będzie tolerować działań zagrażających jej bezpieczeństwu i ochronie jej interesów – głosi komunikat Pałacu Elizejskiego wydany po nadzwyczajnym posiedzeniu Rady Obrony w środę.
W ten sposób zareagował prezydent Francois Hollande na publikację dokumentów na temat inwigilacji francuskich polityków, w tym trzech ostatnich prezydentów, przez amerykańską agencję NSA. Tę samą, która podsłuchiwała telefon kanclerz Angeli Merkel i wykorzystywała niemiecki wywiad do elektronicznej inwigilacji swych celów w całej Europie.
Amerykanie chcą wiedzieć
Materiał opublikowały lewicowy dziennik „Liberation" oraz portal Mediapart. Dokumenty znajdują się także na stronach portalu WikiLeaks, a nazwisko Juliana Assange'a figuruje wśród autorów, którzy przygotowali publikację w „Liberation".
Wynika z nich, że Amerykanie podsłuchiwali oraz monitorowali linie przesyłowe informacji elektronicznych francuskich polityków w latach 2006–2012. W sumie jest to pięć raportów zatytułowanych „Global SIGINT Highlights" opartych na danych podsłuchu elektronicznego. Wszystkie są zakwalifikowane jako top secret i przeznaczone dla szefostwa NSA. Dwa raporty zostały udostępnione służbom innych państw w ramach współpracy tzw. pięciorga oczu (Australia, Kanada, Wielka Brytania, Nowa Zelandia, USA).
Bez rewelacji
Co jest w raportach? – Mówiąc szczerze, nic szczególnego – pisze „Liberation". Nie ma w nich też nic, co wskazywałoby na uzyskanie przez NSA informacji, które kwalifikują się jako tajemnica państwowa.
Można w nich przeczytać, jak prezydent Jacques Chirac wspierał swego kandydata na stanowisko zastępcy sekretarza generalnego ONZ Terje Rod-Larsena. Jest o tym, że ówczesny szef francuskiej dyplomacji miał – zdaniem NSA – skłonność do „składania mało znaczących deklaracji". Jest również o Nicolasie Sarkozym, który miał się uważać w 2008 roku za „jedynego człowieka zdolnego do opanowania kryzysu finansowego". Sarkozy miał się także skarżyć, że Waszyngton wycofuje się z propozycji zawarcia porozumienia o współpracy służb wywiadowczych.