Niektórzy posłowie tak się przerazili ogłoszoną dziś podwyżką, że natychmiast ogłosili, że przeznaczą ją na cele charytatywne. Wszystko to z lęku przed spodziewaną reakcją opinii publicznej na zwiększenie wynagrodzenia dla polityków wybieranych do parlamentu.

Decyzję o podwyżce (wbrew wielu zainteresowanym) podjęła administracja parlamentu (ściślej jej  część o angielskiej nazwie Independent Parliamentary Standards Authority - IPSA).

Agencja Reuters cytuje szefa IPSA, który jest bardzo zadowolony z tej "jednorazowej podwyżki, która formalnie wiąże wynagrodzenia posłów parlamentu z płacami w sektorze publicznym".

Chodzi o to, że w ciągu pięciu lat wynagrodzenie wybrańców wzrosło ledwie o 2 proc., podczas gdy średnia krajowa o 10 proc.  Jednak rząd oszczędzał na sektorze publicznym, obcinał pensje pielęgniarkom i nauczycielom. Obawy, że podwyżki dla posłów mogą ich rozgniewać, są uzasadnione. Na dodatek minister finansów zapowiedział kilka dni temu, że podwyżki w sektorze publicznym nie będą w najbliższej pięciolatce większe niż 1 proc. rocznie.

Rzeczniczka premiera jeszcze przed ogłoszeniem podwyżek powiedziała, że David Cameron napisał list do IPSA wyrażając sprzeciw wobec propozycji podnoszenia płac posłom.