Adrian Bąk (Polskie Radio): Była pani aktywnie zaangażowana w proces negocjacji z Iranem. W 2013 roku jako pierwszy od blisko dekady europejski minister spraw zagranicznych pojechała Pani z wizytą państwową do Iranu. Czy po podpisaniu finalnego porozumienia odczuła Pani ulgę?
Emma Bonino: To jest bardzo ważne porozumienie. Najlepsze z możliwych. Trzeba pamiętać, że w czasach sankcji i izolacji liczba wirówek do wzbogacania uranu zwiększyła się w Iranie z dwustu do dwudziestu tysięcy. Tak więc status quo w żadnym razie nie byłby lepszy niż obecne porozumienie, które zakłada monitoring międzynarodowej inspekcji i inne obostrzenia. Oprócz tego rozwiązania było właściwie jeszcze jedno - opcja militarna, za czym był premier Izraela Benjamin Netanjahu. Ale wiemy jak rozwiązania militarne kończą się w tym regionie, są dalekie od pozytywnych rozwiązań.
Komu ta umowa jest bardziej potrzebna? Światowym mocarstwom, uwzględniając Stany Zjednoczone, czy Iranowi?
Myślę że korzyść jest obopólna. Iran rozpoczął negocjacje ze Stanami Zjednoczonymi w Omanie w 2013 roku ze względu na ekonomiczne potrzeby. Wystarczy jechać do Iranu, żeby zobaczyć jak duży jest tak poziom biedy, także ze względu na nakładane sankcje. Gdy podróżowałam do Iranu inflacja była tam na poziomie 40. procent. Ze strony Zachodu jest to z kolei ogromna inwestycja w bezpieczeństwo. Ale także otwarcie dialogu, który z czasem może wpłynąć pozytywnie na kryzys w regionie.
Podpisanie tej umowy wydaje się być jednak dopiero początkiem drogi do osiągnięcia tych celów. Co jest w tej chwili najważniejsze? Implementacja zobowiązań przez obie strony?