Budżet obrony Norwegii jest ambitny. Ten prawie osiem razy mniej ludny od Polski kraj przeznacza na wojsko tylko trzykrotnie mniej niż my. Ale w Oslo uznano, że groźba ze strony Rosji jest na tyle poważna, iż w przyszłym roku budżet norweskiego MON wzrośnie o kolejne 12 proc., do 5,3 mld euro.
Norwegowie właśnie odebrali od Amerykanów pierwsze supernowoczesne myśliwce F-35. Łącznie zamówili ich aż 52. Dodatkowe środki mają jednak pójść także na wywiad oraz zakup łodzi podwodnych i okrętów walczących z nimi.
– Od pewnego czasu obserwujemy wzmożoną aktywność Rosjan przy granicy z Norwegią na dalekiej północy – podkreśla szef sztabu generalnego norweskiej armii adm. Haakon Bruun-Hanssen.
Choć Norwegia graniczy z Rosją, to jest położona znacznie głębiej w strefie Zachodu niż Finlandia czy Szwecja. Należy do NATO. Może się więc czuć względnie bezpiecznie. W Szwecji poczucie zagrożenia ze strony Kremla jest o wiele poważniejsze. Szwedzi przeżyli szok jesienią ub.r., gdy przez tydzień w okolicy Sztokholmu poruszała się zagraniczna, zapewne rosyjska, łódź podwodna, której armii nie udało się zlokalizować.
– Ludzi uznali, że to sygnał, iż nasz kraj jest zupełnie nieprzygotowany do wojny z Rosją. Tym bardziej że władze nie są w stanie odpowiedzieć na wielokrotne łamanie przez rosyjskie lotnictwo przestrzeni powietrznej Szwecji – mówi „Rzeczpospolitej" Wilhelm Agrell, specjalista ds. bezpieczeństwa na Uniwersytecie w Lundzie.