W Dreźnie od dawna nie jest spokojnie. W końcu jest to miasto, w którym odbyły się pierwsze marsze Pegidy, czyli Patriotycznych Europejczyków przeciwko islamizacji Zachodu. W poniedziałkową noc nieznani sprawcy próbowali podpalić meczet w tym mieście oraz centrum konferencyjne. W chwili gdy wybuchł pożar, imam wraz z rodziną znajdował się w budynku. Nic im się nie stało.
– Napadli na nas, bo nas nienawidzą – to zdanie jednego z dorastających synów imama cytowały wszystkie niemieckie media. Na miejscu zdarzenia znaleziono kilka butelek, z których znajdował się łatwopalny płyn. Podobnie przebiegł atak na centrum konferencyjne, w którym w najbliższą sobotę odbędą się uroczystości 26. rocznicy zjednoczenia Niemiec. Przybędą Angela Merkel oraz prezydent Joachim Gauck.
Drezno zostało wybrane na miejsce uroczystości nieprzypadkowo. Miały zmienić nieco wizerunek miasta i całej Saksonii jako szczególnie nieprzyjaznego regionu dla uchodźców, imigrantów i muzułmanów w ogóle. W końcu Drezno, od momentu powstania Pegidy dwa lata temu, uchodziło za kolebkę oporu przeciwko polityce imigracyjnej kanclerz Merkel. – Pegida była forpocztą Alternatywy dla Niemiec (AfD). Utorowała jej drogę do sukcesu – mówi „Rzeczpospolitej” prof. Wolfgang Patzelt, politolog z drezdeńskiego uniwersytetu technicznego.
Jego zdaniem sprawców poniedziałkowych zamachów należy szukać w kręgach skrajnej prawicy w Saksonii, która jest tam tradycyjnie bardzo silna. Nie przypadkiem w przeliczeniu na liczbę mieszkańców Saksonia przoduje w Niemczech pod względem ataków na schroniska dla uchodźców. W ubiegłym roku na 100 tys. mieszkańców Saksonii ataków na schroniska było 1,82, w Meklemburgii-Pomorzu Przednim – 1,38. Potem idą pozostałe landy wschodnie. Dla porównania w przodującym pod tym względem landzie zachodnim, Bremie, współczynnik ten wynosi 0,3, a w Hamburgu zaledwie 0,11.
Od początku tego roku do połowy sierpnia było 1800 przypadków przestępstw wobec imigrantów, w tym 507 z użyciem siły, 78 podpaleń i siedem ofiar śmiertelnych.