Korespondencja z Brukseli
W maju po raz pierwszy, na życzenie Komisji Europejskiej, ministrowie państw UE dyskutowali o praworządności w Polsce. Wtedy znakomita ich większość poparła działania KE, która prowadzi procedurę ochrony praworządności w Polsce, uznaną za rząd PiS za niezgodną z unijnymi traktatami.
W poniedziałek dojdzie do dyskusji po raz drugi. Frans Timmermans, wiceprzewodniczący Komisji Europejskiej, ma zdać relację z ostatnich miesięcy, a ministrowie mają ocenić, czy nastąpił jakiś postęp.
Samo spotkanie jest dla Timmermansa instrumentem wywierania presji na Polskę, ale żadnych decyzji, ani nawet jej zapowiedzi, nie przyniesie. – To punkt informacyjny w tej części agendy, która nazywa się wolne wnioski. I jako taki będzie potraktowany przez prezydencję: czysto informacyjnie – mówi nieoficjalnie wysoki rangą unijny dyplomata. Prezydencję sprawuje obecnie Estonia, przywiązana do idei praworządności, ale nienależąca nigdy do grupy największych krytyków Polski.
Grunt pod dyskusję w przyszłości
O tym, że decyzji nie będzie, decyduje sam charakter spotkania. Ministrowie państw UE nie mają takich kompetencji, bo w myśl unijnego traktatu Komisja może wnioskować o ocenę praworządności w danym kraju do przywódców państw UE, czyli Rady Europejskiej. Ale ministrowie mogą oczywiście przekazać zdanie swoich mocodawców, mogą także przygotować grunt pod dyskusję przywódców. Tyle że poniedziałek to termin zbyt wczesny na jakiekolwiek deklaracje. Sam Timmermans zapowiedział, że kluczowy jest projekt ustawy o Sądzie Najwyższym: czy będzie zawierał zapis o wcześniejszym zakończeniu kadencji obecnych sędziów. Jeśli tak, to Komisja automatycznie skieruje wniosek do Rady Europejskiej o uznanie Polski za kraj niepraworządny na podstawie artykułu 7 unijnego traktatu.