Sądy nie orzekają w duchu ustawy o ochronie zwierząt

Spektakularnie znowelizowana ustawa chroniąca czworonogi wciąż jest nieznana organom, które mają ją stosować

Aktualizacja: 08.09.2012 12:39 Publikacja: 08.09.2012 09:37

Sądy wciąż zbyt łagodnie traktuką sprawców znęcania się nad zwierzętami

Sądy wciąż zbyt łagodnie traktuką sprawców znęcania się nad zwierzętami

Foto: Fotorzepa, Marian Zubrzycki

Sądy wydają kuriozalne wyroki uniewinniające dręczycieli, a policja, prokuratorzy i władze samorządowe często nie wiedzą, jakie mają obowiązki.

Nowe przepisy

To był rzadki przypadek, gdy posłowie PO, PiS i SLD pojawili się razem na tej samej demonstracji pod Sejmem. Gdy latem ubiegłego roku uchwalano przepisy zakazujące handlu zwierzętami na targowiskach, a gminom dające nowe uprawnienia do ochrony zwierzaków, przedstawiciele wszystkich partii wyszli do demonstrujących na Wiejskiej obrońców praw czworonogów i wyjątkowo zgodnie przyznali im rację. Potem wrócili na salę obrad i niemal jednogłośnie uchwalili zmiany w ustawie.

Media chętnie nagłośniły malowniczą demonstrację (z udziałem psów i kotów), jak i nowelizację ustawy. Zdawałoby się, że powszechna stała się wiedza o zakazie trzymania psów na krótkim łańcuchu czy o szybkim postępowaniu gmin w sprawie odbierania zwierząt dręczycielom.

Nieumyślny rzut psem

Niestety, duch ustawy nie dotarł do sędziów. Kilka tygodni temu cała Polska dowiedziała się o uniewinnieniu mężczyzny, który wyrzucił psa z drugiego piętra bloku. Sąd we Wschowie, który wydał ten wyrok, stwierdził, że gdyby sprawca wyrzucił zwierzę z dziesiątego piętra albo je dusił, bił lub ciął ostrym narzędziem – wówczas byłoby to znęcanie się. Sędzia Marcin Noskowski przyznał, że takie zachowanie jest naganne moralnie. Mimo to uznał sprawcę za niewinnego.

W sprawach o znęcanie się nad zwierzętami   dręczyciele często są uniewinniani

– Niestety, niewiedza i brak wrażliwości na krzywdę zwierząt dotyka także sędziów, i to nawet Sądu Najwyższego – zauważa Katarzyna Topczewska, aplikant adwokacki, specjalizująca się w zagadnieniach prawnokarnej ochrony zwierząt.

Sąd Najwyższy daje niestety takim bezdusznym sędziom do ręki wygodne narzędzie. W wyroku z 16 listopada 2009 r. (sygn. akt V KK 187/09) uznał, iż przestępstwo znęcania się nad zwierzęciem może  być popełnione wyłącznie umyślnie i z zamiarem bezpośrednim.

Innymi słowy: jeśli ktoś zaniedba opiekę nad zwierzęciem, nie działa umyślnie i nie może odpowiadać za przestępstwo. Rezultat?

– Choć sędziowie mają szeroki wachlarz kar i środków karnych, to wciąż w sprawach o znęcanie się nad zwierzętami zapadają bardzo łagodne lub uniewinniające wyroki – mówi Katarzyna Topczewska.

Otwarte rany, czyli redukcja dedukcji

Przypadek ze Wschowy nie jest odosobniony. Sędziów działających jak bezduszne maszyny do tworzenia wygodnych dla siebie układanek z paragrafów można spotkać także w Krakowie. Działająca tam fundacja Rottka, zajmująca się ratowaniem dręczonych psów, głównie rottweilerów, napotkała na posesji Agnieszki B. psa z otwartymi ranami na brzuchu i guzem na łapie.

– To były zmiany nowotworowe, ale nie trzeba być weterynarzem, żeby widzieć, jak bardzo ta kobieta zaniedbała psa i jaki ból sprawiała mu tym, że go nie leczyła – opowiada Agnieszka Pawlicka, prezes fundacji.

Prokuratura, zawiadomiona o tym przypadku, umorzyła postępowanie. Sąd Rejonowy dla Krakowa-Podgórza utrzymał w mocy jej postanowienie. Fundacja zauważała w zażaleniu, że doszło do niewłaściwego traktowania psa, noszącego znamiona rażącego zaniedbania w rozumieniu ustawy o ochronie zwierząt.

Sąd (w osobie sędzi Katarzyny Gładysz-Grzybacz) w uzasadnieniu postanowienia, ze swoistą jurydyczną poetyką, skomentował argumenty Rottki: „Postępowanie karne, w trakcie którego rozstrzyga się o odpowiedzialności karnej człowieka, nie pozwala na przyjmowanie tego rodzaju uproszczeń i redukcji w procesie dedukcji". I dalej, używając jako argumentu wspomnianego wyroku SN, oraz pokrętnych konstrukcji prawnokarnych, dowodził, że zaniechanie opieki nad zwierzęciem nie jest przestępstwem, bo nie było w nim zamiaru bezpośredniego (postanowienie z 29 marca 2012 r., sygn. akt II Kp79/12 P).

– Sama jestem prawnikiem, ale ręce opadają na takie bezduszne uzasadnienie – mówi Agnieszka Pawlicka.

Od zawracania głowy do pracy u podstaw

Znowelizowana ustawa daje wójtom możliwość decydowania o odebraniu zwierząt właścicielom, którzy się nad nimi znęcają. Wystarczy, że zawiadomi ich o tym np. policja albo organizacja zajmująca się ochroną zwierząt. Bywa jednak, że wójt nie robi nic. Tak jak wiosną tego roku w Godkowie na Mazurach. Tam Warmińsko-Mazurskie Stowarzyszenie Obrońców Praw Zwierząt odkryło, że w pewnej hodowli trzymano chore, brudne i wygłodzone szczeniaki stłoczone w ciasnej budzie, na zgniłej słomie pełnej odchodów.

Trzeba wpajać dzieciom od najmłodszych lat, że pies czy kot nie jest rzeczą

– Wójt tłumaczył, że nie może wydać decyzji bez opinii weterynarza, a takiego wymagania nie ma przecież w ustawie – mówi Barbara Zarudzka ze Stowarzyszenia.

Miejscowe Samorządowe Kolegium Odwoławcze uznało za nieuzasadnioną skargę na bezczynność wójta (decyzja z 30 lipca 2012 r., sygn. 1138/IN/12), ale  Stowarzyszenie postanowiło nie odpuszczać i skierowało skargę do WSA w Olsztynie.

Co zatem zrobić?

– Może przepisy ustawy o ochronie zwierząt nie są idealne, ale większy problem to ich nieznajomość wśród tych, którzy mają je egzekwować – mówi Paweł Suski, poseł PO i szef Parlamentarnego Zespołu Przyjaciół Zwierząt.

Z inicjatywy tego zespołu zorganizowano kilka konferencji dla samorządowców, ale to oczywiście, jak przyznaje poseł, o wiele za mało. Trzeba edukować także policjantów.

Wprawdzie w każdej komendzie wojewódzkiej policji jest oficer odpowiedzialny za sprawy ochrony zwierząt, a każda komenda powiatowa otrzymała instrukcje postępowania na wypadek zawiadomienia o znęcaniu się nad zwierzętami, ale praktyka pozostawia wiele do życzenia.

– Kiedyś, jadąc przez Pomorze, zauważyłem błąkającego się psa i postanowiłem sprawdzić, jak zareaguje policja na taką informację – opowiada Suski.

Zadzwonił, na początku incognito, na numer alarmowy 112 i opowiedział, co widzi. Usłyszał: „nie zawracaj pan głowy, nie mam paliwa do radiowozu". Policjant zmienił ton dopiero,  gdy dowiedział się, że rozmawia z posłem na Sejm RP. A przecież według ustawy każdy ma obowiązek powiadamiać policję, straż gminną albo najbliższe schronisko dla zwierząt o wałęsających się psach lub kotach.

– Niewiele zdziałamy bez wpajania od najmłodszych lat, że zwierzę nie jest rzeczą – mówi Suski. Zapowiada, że omówi z minister edukacji Krystyną Szumilas wprowadzenie do szkół elementów wiedzy o ochronie zwierząt.

Zanim jednak wyrośnie nowe, uświadomione  pokolenie samorządowców, prawników i policjantów, zwierzaki jeszcze wiele wycierpią.

Konsumenci
Pozew grupowy oszukanych na pompy ciepła. Sąd wydał zabezpieczenie
https://track.adform.net/adfserve/?bn=77855207;1x1inv=1;srctype=3;gdpr=${gdpr};gdpr_consent=${gdpr_consent_50};ord=[timestamp]
Sądy i trybunały
Dr Tomasz Zalasiński: W Trybunale Konstytucyjnym gorzej już nie będzie
Konsumenci
TSUE wydał ważny wyrok dla frankowiczów. To pokłosie sprawy Getin Banku
Nieruchomości
Właściciele starych budynków mogą mieć problem. Wygasają ważne przepisy
Materiał Promocyjny
Bank Pekao wchodzi w świat gamingu ze swoją planszą w Fortnite
Prawo rodzinne
Przy rozwodzie z żoną trzeba się też rozstać z częścią krów