Dziewięciokrotni mistrzowie Azerbejdżanu wywodzą się z nieistniejącego miasta. Grają w Baku, bo Agdam to kraina duchów. Leży w Górskim Karabachu, czyli enklawie zamieszkanej przez Ormian, ale geograficznie należącej do Azerów. Jej historia to opowieść o masakrach, pogromach i przesiedleniach.
Miasta Agdam w szyldzie klubu już nie ma, ale nazwie „Karabach” wciąż towarzyszy azerska flaga. Piłkarze są ambasadorami kraju, który próbuje budować wizerunek poprzez sport. Prezydent Ilham Alijew organizował już Igrzyska Europejskie, mecze Euro 2020 i finał Ligi Europy. Potęga Karabachu to zasługa Abdolbariego i Hazana Gozalów, którzy dorobili się fortuny na rządowych kontraktach.
Zespół, który od 2008 roku trenuje Gurban Gurbanow, w ostatnich dziewięciu sezonach tylko raz nie zdobył mistrzostwa kraju, nazywają go „Barceloną Kaukazu”. Mówimy o 67. drużynie rankingu UEFA, która regularnie występuje w fazie grupowej europejskich pucharów, a rok temu dotarła do 1/16 finału Ligi Konferencji, gdzie przegrała z Olympique Marsylia.
Lech, który wraca do międzynarodowej rywalizacji po dwóch latach, stawi czoła drużynie obytej w Europie, która właściwie co sezon odnosi większe lub mniejsze sukcesy, choć klub nigdy nie wydał na piłkarza więcej niż 1,5 mln euro, a kiedy jesienią ubiegłego roku zremisował z FC Basel, na boisko w podstawowym składzie wybiegło pięciu Azerów.
Karabach jest postrachem klubów z Ekstraklasy. Azerowie eliminowali z europejskich pucharów Wisłę Kraków, Piasta Gliwice i Legię Warszawa. Gole w tym ostatnim meczu strzelali Filip Ozobić, Abdellah Zoubir oraz Patrick Andrade. Dwaj pierwsi wciąż grają w Baku. Andrade latem odszedł do Partizana Belgrad i to chyba największe zmartwienie trenera Gurbanowa.