26-letni Amos Mosaner oraz 22-letnia Stefania Constantini wygrali wszystkie mecze, pozostawiając w pokonanym polu największe curlingowe nacje: Norwegów, Szwedów, Brytyjczyków, Kanadyjczyków. Nikt na nich nie stawiał, choć już podczas ubiegłorocznych mistrzostw świata sięgnęli piątego miejsca. Teraz zadziwiali przez cały tydzień.
On jest synem zawodowego curlera, marzył o karierze piłkarza, a jeszcze niedawno pracował w winiarni, aż trafił pod skrzydła wojska. Ona przed wylotem do Pekinu stała za ladą w sklepie, choć podobno w wieku ośmiu lat, gdy pierwszy raz zagrała w curling, przeżyła miłość od pierwszego wejrzenia.
Włosi doczekali się mistrzów olimpijskich, choć curling uprawia u nich 400 osób. To ponad dwa razy mniej niż w Polsce, ale naszych reprezentantów na międzynarodowych zawodach nie ma. Są w kraju pasjonaci, mamy nowoczesną halę w Łodzi, ale Polski Związek Curlingu (PZC) został we wrześniu wyrzucony ze Światowej Federacji Curlingu (WCF). Chodziło między innymi o dokończenie walnego zgromadzenia, zmianę statutu i wybór nowych władz. Teoretycznie doszło do tego w połowie grudnia.
Postępowanie sądowe w sprawie likwidacji PZC zostało odroczone. Decyzja administracyjna o pozbawieniu go statusu polskiego związku sportowego wciąż nie jest prawomocna, a procedura odwoławcza może potrwać.
W tej sytuacji członkiem WCF mogłaby zostać Polska Federacja Klubów Curlingowych, co pozwoliłoby wrócić naszym zawodnikom do rywalizacji międzynarodowej. – Potrzebujemy wsparcia Polskiego Komitetu Olimpijskiego, to byłaby najszybsza ścieżka. Na razie go jednak nie mamy – wyjaśnia w rozmowie z „Rz" Adela Walczak z klubu Curling Łódź.