W efekcie Kościół będzie musiał wypłacić setki tysięcy euro zaległych pensji i odszkodowań „za straty moralne” katechetom, którzy z różnych powodów stracili pracę.

Jak podał dziennik „El Pais”, sąd rozpatrywał skargę rządu Katalonii na postępowanie biskupów wobec nauczycieli religii katolickiej. W przypadku roszczeń tych ostatnich sądy zwykle skazywały rząd, natomiast uniewinniały Kościół, tłumacząc, że to administracja zatrudnia i zwalnia nauczycieli. Sąd Najwyższy przychylił się jednak do argumentów rządu, że nauczycieli religii „wybiera lub narzuca biskup” i orzekł, że „odpowiedzialność za pracownika spada także na władze kościelne”.

W Hiszpanii ciężar edukacji religijnej spoczywa w głównej mierze na osobach świeckich. W oczach państwa, które ich opłaca, a także wymiaru sprawiedliwości, to tacy sami nauczyciele jak inni. Kościół widzi to inaczej. Głośna była sprawa Marii Carmen Galayo, która 10 lat uczyła religii w podstawówkach na Wyspach Kanaryjskich. Zdziwiła się, gdy nie odnowiono z nią kontraktu. Gdy usłyszała, że straciła pracę dlatego, że - będąc w separacji z mężem - żyje z innym mężczyzną, złożyła skargę do sądu. Poparła ją Państwowa Federacja Nauczycieli Religii (FEPER), która oznajmiła, że katecheci nie muszą żyć jak mnisi czy zakonnice - ich zadaniem jest wyłącznie przekazywanie tego, co głosi Kościół. Z kolei duchowni podkreślali, że skoro w a wyznaniowym państwie takim jak Hiszpania rodzicom zależy, by ich dzieci chodziły na lekcje religii katolickiej, to mają prawo do tego, by uczył je chrześcijanin żyjący w zgodzie z nauką Kościoła.

Trybunał Konstytucyjny, poproszony przez kanaryjski sąd o rozstrzygnięcie, czy zwolnienie nauczycielki nie było sprzeczne z umową państwo - Kościół z 1979 roku i z hiszpańską ustawą zasadniczą, uznał, że nauczanie religii wykracza poza zwykłe przekazywanie wiedzy i może wymagać spełnienia przez nauczycieli pewnych kryteriów, także natury moralnej.

- Nie jestem księdzem ani mniszką, nie składałam ślubów czystości, dlaczego nie zwalniają biskupów pedofilów - burzyła się przeciwko temu wyrokowi zwolniona nauczycielka. Groziła odwołaniem się do Trybunału Praw Człowieka w Strasburgu. - Wydaje się, że żyjemy w czasach Inkwizycji: jeśli rozstaniesz się z mężem, czasami się napijesz, masz panieńskie dziecko, albo zapiszesz się do związku zawodowego, odbierają ci świadectwo moralności - mówiła kobieta. W styczniu tego roku Sąd Najwyższy nakazał diecezji wypłacenie kobiecie zaległych wynagrodzeń i przywrócenie jej do pracy.