Po Sieradzu lubią jeździć kursanci ze Zduńskiej Woli, Łodzi, Oleśnicy, Tomaszowa Mazowieckiego, a nawet spod Wrocławia. Średnio w ciągu godziny ulice miasta przemierza około 150 „elek”. Dlaczego? – Bo miasta można się nauczyć na pamięć w pół godziny, a po Łodzi się nie jeździ, tylko stoi w korku – mówi Janusz, mieszkaniec Sieradza.
Dlatego wymóg rejonizacji – tam, gdzie jesteś zameldowany, tam zdajesz prawo jazdy – mógłby zmniejszyć w tym mieście liczbę aut z napisem „nauka jazdy” o połowę.
Henryk Waluda, dyrektor Wojewódzkiego Ośrodka Ruchu Drogowego (WORD) w Sieradzu, przyznaje, że połowa zdających tu egzamin na prawo jazdy to osoby z byłego województwa sieradzkiego, a więc m.in. ze Zduńskiej Woli i Wielunia, druga połowa przyjeżdża aż z Łodzi czy Łęczycy. – Na tle Łodzi Sieradz ma doskonałą komunikację – tak dyrektor Waluda tłumaczy powody popularności Sieradza. – Choć z drugiej strony zdawalność jest u nas taka sama jak średnia w całej Polsce – zdaje co trzecia osoba.
[srodtytul]Zakaz wjazdu dla „elek”[/srodtytul]
Podobny problem mają Piotrków Trybunalski, Skierniewice, Gliwice, Piła czy Poznań. Stolica Wielkopolski jest trzecim ośrodkiem w kraju pod względem liczby osób przystępujących do egzaminu na prawo jazdy.
Na Śląsku, w aglomeracji katowickiej, w sześciu ośrodkach ruchu drogowego egzamin zdaje codziennie 700 osób, na drogi wyjeżdża każdego dnia 90 „elek”, ale tu ruch rozkłada się na sześć dużych miast. – Problem z niezadowolonymi mieszkańcami mamy w Gliwicach i Katowicach, ale tylko na osiedlach położonych blisko ośrodków nauki jazdy – przyznaje Roman Bańczyk, dyrektor katowickiego WORD.