Wiedeń ma swój sznycel, Bruksela mule, Londyn fish & chips, a Paryż zupę cebulową. Berlin zaś jest znany jako currywurst land, czyli kraina parówki w sosie curry.
Od dziś ma nawet Muzeum Kiełbaski Curry. – Pierwsze na świecie – cieszy się jego szefowa i podkreśla, że currywurst to nie tylko przekąska, ale i styl życia. Birgit Breloh liczy na setki tysięcy turystów rocznie. Bo kiełbaska curry przez 60 lat, które mijają właśnie od jej wymyślenia, stała się prawdziwym symbolem Berlina. Pod względem popularności przebić ją może jedynie słynny mur berliński.
W currywurście zakochał się swego czasu kanclerz Gerhard Schröder. Bill Clinton w czasie wizyt w Berlinie zrezygnował nawet z ulubionego Big Maca, zajadając się parówkami w żółto-czerwonym sosie będącym mieszanką keczupu ze sproszkowanym curry. Gwiazdy ekranu, zagraniczni politycy i miliony turystów sięgają w Berlinie po currywurst.
Wymyśliła go cztery lata po wojnie niejaka Herta Heuwer, która pod koniec życia doczekała się nawet tablicy pamiątkowej na fasadzie domu, w którym po raz pierwszy serwowano parówki o nieznanym do tej pory smaku. Chroniony patentem currywurst zrobił szybko wielką karierę także w Hamburgu i Zagłębiu Ruhry.
O kiełbasce pisano w gazetach, pojawiała się w piosenkach i inspirowała pisarzy. Na ekranach kin pojawił się niedawno film „Die Entdeckung der Currywurst” (Odkrycie kiełbaski curry) będący ekranizacją znanej powieści Uwe Timma pod tym samym tytułem. Pisarz utrzymuje, że pierwsze stoisko z kiełbaskami w sosie curry powstało w Hamburgu i przysmak zawdzięcza swe istnienie pewnej wdowie wojennej, która handlowała czym się dało z żołnierzami angielskimi, i przypadkiem natrafiła na mieszankę keczupu z egzotyczną przyprawą.