Nie kończy się zamieszanie wokół Elżbiety Radziszewskiej. Po tym, jak stwierdziła w wywiadzie dla "Gościa Niedzielnego", że katolicka szkoła ma prawo odmówić zatrudnienia "zadeklarowanej lesbijki", rozpętała się burza. Minister dolała oliwy do ognia, gdy powiedziała w TVN, że spierający się z nią Krzysztof Śmiszek jest gejem.
Dymisji minister zażądało w środę od premiera SLD. Wczoraj taki sam apel wystosowała Kampania przeciw Homofobii. "Swoją wypowiedzią po raz kolejny wykazała się fundamentalną nieznajomością zarówno obowiązującego prawa, jak i głębokimi uprzedzeniami wobec osób nieheteroseksualnych" – pisze prezes organizacji Tomasz Szypuła, odnosząc się do wywiadu Radziszewskiej w "GN".
Krytykuje ją też za słowa skierowane do Śmiszka. "Takie uwagi czynione przez wysokiego urzędnika państwowego są niedopuszczalne, a wręcz kuriozalne, gdy padają z ust ministra, który ma stać na straży równości i tolerancji".
Radziszewską skrytykował też Związek Nauczycielstwa Polskiego. "Publiczne wypowiedzi pełnomocnika rządu ds. równego traktowania, zezwalające na zwolnienie z pracy nauczycielki z innych niż dopuszczonych przez prawo przyczyn, uważamy za niedopuszczalne" – napisał Sławomir Broniarz, prezes ZNP. Przyrównał jej wypowiedzi do działań byłego szefa MEN Romana Giertycha, który chciał zakazania w szkołach "propagandy homoseksualnej" .
ZNP nie domaga się jednak odwołania Radziszewskiej. – Chcemy zwrócić uwagę na to, że oświata to nie tylko uczenie, ale też wychowywanie – mówi "Rz" Broniarz. – Problem z tolerancją, jaki mieliśmy za czasów Giertycha i Mirosława Orzechowskiego (wiceszef MEN z LPR – red.), nie jest systemowy, ale jak widać – personalny.