Boże Narodzenie polskich emigrantów w Argentynie

Tu Boże Narodzenie to czas wyjących owadów chicharra i prosiaka z pieca. A choinki stroi się już 8 grudnia

Publikacja: 24.12.2010 00:58

Od 1930 r. polski rząd promował emigrację do Ameryki Południowej. Na zdjęciu polscy emigranci w Arge

Od 1930 r. polski rząd promował emigrację do Ameryki Południowej. Na zdjęciu polscy emigranci w Argentynie w 1939 r. Strona z folderu reklamowego firmy GAL Gdynia – America Lines

Foto: Fotonova

Na początku wydawało mi się, że to alarm samochodowy, jakaś zepsuta maszyna albo sygnał pożarowy. Z błędu wyprowadziły mnie dzieci: – To chicharras (czyt. ciciarra). Takie robaki, które hałasują w okolicy świąt Bożego Narodzenia. Najwięcej jest ich pod koniec grudnia – tłumaczyły.

Chicharras to cykady. Jak podaje encyklopedia, “niektóre wydają dźwięki powyżej 106 decybeli”. Kilkaset takich świątecznych atrakcji potrafi przez parę godzin wyć pod moim oknem. Zaczynają koło godz. 13. Trudno wytrzymać. Może przedświąteczny spacer?

Sklepy w Kolonii Wanda już są udekorowane. Główną ulicą przechadza się lokalny samozwańczy wierszokleta Julio Bogado w stroju Mikołaja.

– Nie gorąco?– pytam. Temperatura rzadko spada tu poniżej 30 stopni Celsjusza.

– Mnie nigdy nie jest gorąco – zapewnia Julio. – Nawet w największe upały chodzę w wełnianym berecie – chwali się i zachęca: – Przyjdź zrobić sobie zdjęcie z Mikołajem.

[srodtytul]Juan Peron i Jeleń[/srodtytul]

Wandę w prowincji Misiones założyli Polacy przywiezieni do Argentyny dzięki działalności spółki Colonizadora del Norte SA z siedzibą w Buenos Aires. Powołał ją w 1935 r. polski rząd. “Kolonizadora”, jak mówili przesiedleńcy, kupowała ziemię i sprzedawała działki polskim rolnikom. Ostatni przesiedleńcy przybyli tu w 1938 r.

Dziś jest tu kilkaset rodzin o polskich korzeniach, a miasteczko liczy ok. 30 tys. mieszkańców. Dlaczego Wanda? Po córce marszałka Józefa Piłsudskiego.

Już na argentyńskiej krajowej drodze nr 12 kierowców wita polski napis “Wanda – Witamy”. W mieście są samochody z naklejkami w polskich barwach, jest plac Republiki Polskiej w centrum miasteczka z wmurowanym polskim godłem narodowym. Można jeszcze usłyszeć język polski.

Na głównej ulicy Avenida Juana Perona stoi pasaż handlowy Jeleń należący do rodziny Jeleniów.

Miejscowy dentysta to Wiśniewski, a materiały papiernicze sprzedaje rodzina Kotik, rodem z Lubelszczyzny.

Nieco z dala od centrum stoi argentyńska Częstochowa. Mały drewniany kościółek otoczony wysokimi palmami. Zbudowali go pierwsi polscy osadnicy, którzy wyruszając w podróż, zabrali ze sobą wizerunek Czarnej Madonny. – Te wszystkie bale, z których zbudowana jest Częstochowa, nasi ojcowie sami wycinali i ciosali – opowiadają miejscowi.

Tu w świąteczną niedzielę odprawiona zostanie po polsku msza. Chórek kościelny już ćwiczy śpiewanie kolęd.

A inne wandyjskie tradycje świąteczne? Trochę są polskie, trochę argentyńskie.

[srodtytul]Udziec będzie chłodny[/srodtytul]

– Wiele tradycji bożonarodzeniowych zaginęło – mówi “Rz” Rosita Jejer, córka polskich emigrantów. A María Jejer, jej kuzynka, dodaje, że tu święta budzą inne skojarzenia. – Dla was to śnieg, sanie, lepienie bałwana. U nas kojarzą się ze słońcem i cykadami.

– W Polsce macie dwa dni świąt? – dopytuje Rosita. – Tu na początku Polacy też tak świętowali. Teraz jest po argentyńsku: tylko jeden świąteczny dzień – mówi. Ale dodaje, że tak jak w Polsce, rodzina spotyka się na wigilijnej kolacji.

– U mnie polskim zwyczajem właśnie wtedy ubiera się choinkę. Tak robił jeszcze mój ojciec. W Argentynie stawia się ją już 8 grudnia – tłumaczy.

Wigilijne menu sporo się różni. – Z dzieciństwa pamiętam, że mama przyrządzała wieprzowy udziec w piecu – wspomina Rosita. – Na kolację musiało być mięso, bo ludzie bardzo ciężko pracowali, wycinając puszczę i obsadzając pole – tłumaczy.

– Taki udziec przyrządza się cały dzień – opowiada María. Mięso piecze się na specjalnym dużym ruszcie lub w piecu zbudowanym obok domu.

– Na wigilię wybieramy wieprzowinę, bo ją można jeść na zimno, w odróżnieniu od wołowiny – tłumaczy María.

– W Polsce macie teraz mróz, więc chętnie jecie zupy i inne ciepłe dania. U nas upał, więc wigilia jest na zimno – mówi Marta Sawa.

[srodtytul]Grzyby idą pocztą[/srodtytul]

Sztuka robienia pierogów nie zanikła, ale będą na nielicznych stołach. – Na wigilii muszą być z grzybami, a tu nie można ich dostać – tłumaczy Rosita.

– A u nas zawsze na Wigilii są grzyby – odpowiadają Elena Kisiel i Henryk Walantus. – Rodzina przysyła z Polski pocztą.

W paczkach przybywają też przyprawy do piernika. Kilka opakowań dostała María Jejer.

– Lokalna tradycja deserów wigilijnych to sałatka owocowa, a do picia cydr z jabłek lub ananasa. Ale w polskich rodzinach piecze się ciasta – opowiada.

– Makowców się nie robi, bo trudno o mak. To, co z polskich wypieków nam zostało, to miodownik – z żalem mówi Marta Sawa. – Niemal w każdej rodzinie potrafią go upiec.

– Kiedy żyli rodzice, łatwiej było utrzymać polskie tradycje – wzdycha María Jejer. – Teraz część z nas ma małżonków, którzy nie są Polakami. Nie wszystkim smakuje kiszony ogórek czy inne polskie specjały. Nie znają tradycji opłatka. Ja jednak zawsze w Wigilię robię ceremonię łamania się opłatkiem. Moja najbliższa rodzina zwyczaj zna. Dalsza uczestniczy z zaciekawieniem.

– Dawniej o opłatek było bardzo trudno. Do nas też przychodził pocztą. Mieliśmy rodzinę w Buenos Aires, a tam był polski ksiądz – dodaje Marta Sawa.

– U nas opłatek zawsze był, bo rodzice nigdy nie stracili kontaktu z krewnymi z Polski – wspomina Henryk Walantus.

Dziś jest łatwiej, bo z Polakami w Wandzie pracują polscy franciszkanie. Dbają, by na polskich stołach nie zabrakło opłatka, a polskie rodziny odwiedzają w ramach wizyty duszpasterskiej – kolędy. Nie będzie jednak pasterki, bo argentyńskim zwyczajem na mszę w wigilijny wieczór idzie się koło godz. 20. Szanują to nawet chicharras. O zmierzchu przestają hałasować.

Na początku wydawało mi się, że to alarm samochodowy, jakaś zepsuta maszyna albo sygnał pożarowy. Z błędu wyprowadziły mnie dzieci: – To chicharras (czyt. ciciarra). Takie robaki, które hałasują w okolicy świąt Bożego Narodzenia. Najwięcej jest ich pod koniec grudnia – tłumaczyły.

Chicharras to cykady. Jak podaje encyklopedia, “niektóre wydają dźwięki powyżej 106 decybeli”. Kilkaset takich świątecznych atrakcji potrafi przez parę godzin wyć pod moim oknem. Zaczynają koło godz. 13. Trudno wytrzymać. Może przedświąteczny spacer?

Pozostało 90% artykułu
Społeczeństwo
Pogoda szykuje dużą niespodziankę. Najnowsza prognoza IMGW na 10 dni
https://track.adform.net/adfserve/?bn=77855207;1x1inv=1;srctype=3;gdpr=${gdpr};gdpr_consent=${gdpr_consent_50};ord=[timestamp]
Społeczeństwo
Burmistrz Głuchołaz: Odbudowa po powodzi odbywa się sprawnie
Społeczeństwo
Ostatnie Pokolenie zapewnia Polaków: Nie jesteśmy przeciwko wam
Społeczeństwo
Znamy Młodzieżowe Słowo Roku 2024. Co oznacza "sigma"?
Materiał Promocyjny
Do 300 zł na święta dla rodziców i dzieci od Banku Pekao
Społeczeństwo
53-letnia kobieta została raniona w głowę. W okolicy policjanci ćwiczyli strzelanie