Muzyk ważniejszy od dyrygenta?

W białostockiej filharmonii muzycy zbuntowali się przeciw wieloletniemu dyrektorowi

Publikacja: 03.04.2011 22:20

Konflikt w filharmonii podlaskiej zaostrzył się po tym, gdy dyrektor Marcin Nałęcz-Niesiołowski (na

Konflikt w filharmonii podlaskiej zaostrzył się po tym, gdy dyrektor Marcin Nałęcz-Niesiołowski (na zdjęciu w 2006 roku) zaproponował kilku muzykom przejście na kontrakt

Foto: Fotorzepa, Michał Warda Mic Michał Warda

Ostatnia próba w Operze i Filharmonii Podlaskiej w Białymstoku wyglądała tak: na sali są obecni muzycy i dyrygent, ale większość orkiestry nie chce zagrać na instrumencie. Mija półtorej godziny. W końcu orkiestra wychodzi.

– Współpraca orkiestry z dyrektorem się skończyła – mówi Czesław Jaźwiński, przewodniczący Związku Zawodowego Pracowników Opery i Filharmonii Podlaskiej.

– To niewykonywanie obowiązków pracowniczych – ripostuje dyrektor i dyrygent Marcin Nałęcz-Niesiołowski.

Konflikt trwa dwa lata. Zaczęło się od regulaminu premiowania, a czarę goryczy przelał sposób zatrudniania muzyków. Dyrektor uważa, że praca artystów na etacie to przestarzałe rozwiązanie. Dlatego zaproponował niedawno kilku osobom kontrakty. – Dzięki temu można się jeszcze bardziej skupić na pracy nad dziełem artystycznym – mówi Nałęcz-Niesiołowski.

– Finansowo takie rozwiązanie nie daje nam żadnych korzyści. Nie można zachorować, urodzić dziecka, bo wtedy się nie zarabia – mówi Izabella Wiera z białostockiej orkiestry.

– Muzycy oprócz grania mają swoje rodziny. Musimy myśleć i o nich – dodaje Jaźwiński.

Pod koniec marca muzycy powiedzieli: dość. Zorganizowali protest przed budynkiem filharmonii i odmówili udziału w próbach pod kierownictwem Nałęcz-Niesiołowskiego. A w sobotę koncert pieśni poświęcony Janowi Pawłowi II odbył się a cappella. Kolejne występy stoją pod znakiem zapytania.

Niepewna jest też przyszłość Nałęcz-Niesiołowskiego na dyrektorskim fotelu, który zajmuje od 14 lat. Opinię wniosku władz województwa o jego odwołanie przygotowuje już minister kultury. Poznamy ją dzisiaj.

– Konflikty w filharmoniach, tak jak wojny, wybuchają co jakiś czas na całym świecie – mówi Bogusław Kaczyński, znany popularyzator muzyki klasycznej. Przypomina głośny spór filharmoników berlińskich z dyrygentem Herbertem von Karajanem, którego określali m.in. tyranem (wypominali mu też wstąpienie do NSDAP).

Według Kaczyńskiego spory w kulturze to znak czasów. – Kiedyś wielki dyrygent był alfą i omegą. Nawet jeśli na scenie okazywał się prawdziwym dyktatorem, robił to w imię sztuki – mówi Kaczyński. – Obecnie trzeba się liczyć ze związkami zawodowymi i prawami pracowniczymi, co powoduje upadek autorytetu dyrygenta.

W Polsce przypadek Opery i Filharmonii Podlaskiej nie jest odosobniony. W atmosferze konfliktu z dyrektorskiego fotela w poznańskim Teatrze Wielkim odchodził w 2009 r. jego wieloletni dyrektor Sławomir Pietras, któremu pracownicy zarzucali nieprawidłowości finansowe. Dantejskie sceny towarzyszyły sporowi w łódzkim Teatrze Nowym przed ośmiu laty. Aktorzy sprzeciwili się nominacji Grzegorza Królikiewicza na dyrektora artystycznego i nie wpuścili go do teatru. Po szturmie straży miejskiej i ochroniarzy udało się wyprowadzić okupujących budynek aktorów, którzy potem nie zostali wpuszczeni do teatru.

W innej łódzkiej placówce, Teatrze Lalek Arlekin, kilkunastu aktorów oskarżało zaś publicznie dyrektora Waldemara Wolańskiego o mobbing, molestowanie seksualne i zatrudnianie na niekorzystnych warunkach. Natomiast lubelskie środowisko kulturalne przez lata żyło sporami w filharmonii i Teatrze Muzycznym, które przenosiły się nawet na sale sądowe. – To była cena reform, które wymagały: roszad kadrowych, narzucenia nowego stylu pracy. Nie wszystkim się to podobało, nie każdy umiał to docenić – mówi Jacek Boniecki, były dyrektor Teatru Muzycznego w Lublinie, odwołany ze stanowiska w atmosferze oskarżeń władz województwa, a potem prokuratury o niegospodarność i utratę płynności finansowej placówki.

Ostatecznie Bonieckiego ze wszystkich zarzutów sąd uniewinnił. – Stałem się ofiarą kontroli na zlecenie układu politycznego rządzącego województwem, który chciał zawładnąć teatrem. Nie pasowałem, więc szukano powodów do zwolnienia – twierdzi Boniecki i zarzuca politykom i samorządowcom niekompetencję. – Nie są przygotowani do oceny działalności takich instytucji, jak teatr muzyczny czy filharmonia – dodaje.

A jak ci to widzą? – Podległe politykom ogromne instytucje kultury – filharmonie czy teatry – są doskonałym miejscem do mnożenia etatów, zatrudniania swoich. Dlaczego? Bo mało kto jest się w stanie połapać, czy to uzasadnione. Poza tym jest wśród politycznych negocjatorów taka niepisana zasada: jak ktoś się nie zna na niczym, to leci do kultury – mówi znany lubelski samorządowiec.

– Powoływanie dyrektorów z rozdania politycznego prowadzi do tego, że kluczowe stanowiska w kulturze dostają ludzie nieznający się na rzeczy – uważa Zdzisław Podkański, minister kultury w rządzie SLD–PSL.

Nałęcz-Niesiołowski nasilenie konfliktu w białostockiej filharmonii też wiąże z polityką: – W ubiegłym roku wstąpiłem do komitetu honorowego kandydata na prezydenta Jarosława Kaczyńskiego, pojawiłem się na wiecu wyborczym. Wkrótce od jednej z najważniejszych osób w Białymstoku usłyszałem wprost: PO ci tego nie wybaczy.

Zdaniem prof. Włodzimierza Promińskiego z Uniwersytetu Muzycznego im. Fryderyka Chopina w Warszawie doszukiwanie się związku między polityką czy walką o poprawę sytuacji materialnej a konfliktami w instytucjach kultury to droga donikąd. – Problem tkwi znacznie głębiej, bo w ludzkiej naturze – przekonuje.

Potwierdza to prof. Stanisław Popek, psycholog z UMCS w Lublinie, od wielu lat badający osobowość artystów. Według niego twórcy są specyficznym środowiskiem zdominowanym przez indywidualistów. – Konflikty i wszelkiego rodzaju wybryki są wkomponowane w reguły działania tych ludzi, co wynika z natury i charakteru ich osobowości. Twórcy często uzurpują sobie prawo do stanowienia własnych reguł, a im artysta z wyższej półki, tym większym jest nonkonformistą – mówi profesor. Podkreśla też inną cechę twórców: narcyzm. – Przejawia się w zewnętrznym prezentowaniu swojej wielkości, ale jednocześnie jest obarczony wewnętrznym lękiem, czy ta wielkość jest autentyczna – wyjaśnia psycholog.

Czesław Jaźwiński przyznaje, że konflikt orkiestry z Nałęcz-Niesiołowskim ma podłoże psychologiczne: – Został dyrektorem tuż po studiach, wcześniej nie zaznał pracy, nie nauczył się skromności. Otrzymał władzę i wydaje mu się, że jest Panem Bogiem.

Ostatnia próba w Operze i Filharmonii Podlaskiej w Białymstoku wyglądała tak: na sali są obecni muzycy i dyrygent, ale większość orkiestry nie chce zagrać na instrumencie. Mija półtorej godziny. W końcu orkiestra wychodzi.

– Współpraca orkiestry z dyrektorem się skończyła – mówi Czesław Jaźwiński, przewodniczący Związku Zawodowego Pracowników Opery i Filharmonii Podlaskiej.

Pozostało 93% artykułu
Społeczeństwo
Pogoda szykuje dużą niespodziankę. Najnowsza prognoza IMGW na 10 dni
https://track.adform.net/adfserve/?bn=77855207;1x1inv=1;srctype=3;gdpr=${gdpr};gdpr_consent=${gdpr_consent_50};ord=[timestamp]
Społeczeństwo
Burmistrz Głuchołaz: Odbudowa po powodzi odbywa się sprawnie
Społeczeństwo
Ostatnie Pokolenie zapewnia Polaków: Nie jesteśmy przeciwko wam
Społeczeństwo
Znamy Młodzieżowe Słowo Roku 2024. Co oznacza "sigma"?
Materiał Promocyjny
Do 300 zł na święta dla rodziców i dzieci od Banku Pekao
Społeczeństwo
53-letnia kobieta została raniona w głowę. W okolicy policjanci ćwiczyli strzelanie