W innej łódzkiej placówce, Teatrze Lalek Arlekin, kilkunastu aktorów oskarżało zaś publicznie dyrektora Waldemara Wolańskiego o mobbing, molestowanie seksualne i zatrudnianie na niekorzystnych warunkach. Natomiast lubelskie środowisko kulturalne przez lata żyło sporami w filharmonii i Teatrze Muzycznym, które przenosiły się nawet na sale sądowe. – To była cena reform, które wymagały: roszad kadrowych, narzucenia nowego stylu pracy. Nie wszystkim się to podobało, nie każdy umiał to docenić – mówi Jacek Boniecki, były dyrektor Teatru Muzycznego w Lublinie, odwołany ze stanowiska w atmosferze oskarżeń władz województwa, a potem prokuratury o niegospodarność i utratę płynności finansowej placówki.
Ostatecznie Bonieckiego ze wszystkich zarzutów sąd uniewinnił. – Stałem się ofiarą kontroli na zlecenie układu politycznego rządzącego województwem, który chciał zawładnąć teatrem. Nie pasowałem, więc szukano powodów do zwolnienia – twierdzi Boniecki i zarzuca politykom i samorządowcom niekompetencję. – Nie są przygotowani do oceny działalności takich instytucji, jak teatr muzyczny czy filharmonia – dodaje.
A jak ci to widzą? – Podległe politykom ogromne instytucje kultury – filharmonie czy teatry – są doskonałym miejscem do mnożenia etatów, zatrudniania swoich. Dlaczego? Bo mało kto jest się w stanie połapać, czy to uzasadnione. Poza tym jest wśród politycznych negocjatorów taka niepisana zasada: jak ktoś się nie zna na niczym, to leci do kultury – mówi znany lubelski samorządowiec.
– Powoływanie dyrektorów z rozdania politycznego prowadzi do tego, że kluczowe stanowiska w kulturze dostają ludzie nieznający się na rzeczy – uważa Zdzisław Podkański, minister kultury w rządzie SLD–PSL.
Nałęcz-Niesiołowski nasilenie konfliktu w białostockiej filharmonii też wiąże z polityką: – W ubiegłym roku wstąpiłem do komitetu honorowego kandydata na prezydenta Jarosława Kaczyńskiego, pojawiłem się na wiecu wyborczym. Wkrótce od jednej z najważniejszych osób w Białymstoku usłyszałem wprost: PO ci tego nie wybaczy.
Zdaniem prof. Włodzimierza Promińskiego z Uniwersytetu Muzycznego im. Fryderyka Chopina w Warszawie doszukiwanie się związku między polityką czy walką o poprawę sytuacji materialnej a konfliktami w instytucjach kultury to droga donikąd. – Problem tkwi znacznie głębiej, bo w ludzkiej naturze – przekonuje.