Imiennych kart miejskich używa w Polsce kilka milionów mieszkańców. Są wygodne przy korzystaniu z komunikacji, oznaczają tańsze przejazdy, zniżki w muzeach, aquaparkach itp.
Ale eksperci zwracają uwagę, że w ten sposób zbierane są informacje dotyczące naszych zwyczajów, upodobań, wydatków. – Najczęściej informacja, kim jesteśmy, nie jest niezbędna dla realizacji tych usług – zauważa Barbara Gubernat z fundacji Panoptykon, pozarządowej organizacji monitorującej zagrożenia związane ze współczesnymi technikami nadzoru nad społeczeństwem. – Takie szczegółowe profile to łakomy kąsek, istnieje więc możliwość wycieku danych bądź wykorzystania ich niezgodnie z przeznaczeniem.
Karta trafia do dzieci
70 tysięcy uczniów i nauczycieli we Wrocławiu będzie używać spersonalizowanych kart miejskich, w specjalnej szkolnej wersji. UrbanCard od września powinien posługiwać się każdy uczeń z 244 tutejszych podstawówek, gimnazjów i liceów. Powinien, jeśli chce mieć dostęp do e-dziennika, sprawdzić w systemie bibliotecznym, gdzie znajdzie potrzebną książkę, skorzystać z platformy edukacyjnej (dzięki niej będzie można np. w przypadku choroby uczyć się w domu, pozostając w kontakcie z nauczycielami). Dodatkowo na karcie będzie można uaktywnić funkcje biletu komunikacji miejskiej, karnetów i wejściówek do placówek obsługiwanych przez kartę.
Według Marii Bugajskiej, dyrektor Wydziału Edukacji Urzędu Miejskiego, który wdraża projekt zintegrowanego systemu zarządzania oświatą, będzie to wzór dla innych samorządów.
Jednak nie wszyscy pałają entuzjazmem do tego nowego przedsięwzięcia. Krytykują go rodzice i nauczyciele na forach internetowych. – To samorządowy Big Brother – pisali.