Śledczy zajmujący się zwalczaniem przestępczości narkotykowej zwracają uwagę na nowe, niepokojące zjawiska. – Handel narkotykami to zajęcie zarezerwowane już nie tylko dla ludzi ściśle powiązanych z zorganizowanymi grupami przestępczymi. Obserwujemy, że coraz częściej angażują się w narkobiznes młodzi, którzy nie mieli dotąd problemów z prawem – mówi „Rz" jeden z warszawskich policjantów. Co gorsza, to zajęcie zaczyna być traktowane jak każdy inny biznes, za który nie trzeba się wstydzić.
Uczniowie, soliści...
– Coraz więcej środowisk uważa, że to po prostu gałąź biznesu, taka sama jak np. sprowadzanie komputerów z zagranicy czy handel legalnymi towarami. Zajęcie jak każde inne – mówi nam śledczy z prokuratury apelacyjnej od lat zajmujący się ściganiem przemytników i dilerów.
W ten sposób dorabiają sobie studenci czy uczniowie szkół średnich, handlowcy i wielu bezrobotnych. – Jedni decydują się na dilerkę, ponieważ nie mogą znaleźć pracy. Inni, kiedy spróbują łatwego zarobku, już nie mają ochoty na szukanie uczciwej posady – mówi nam śledczy ze stolicy.
22,9 tys. spraw narkotykowych wszczęła policja w 2011 r. Rok wcześniej – 20,8 tys.
– Ludzie wykształceni, znający języki raz czy dwa razy w miesiącu jeżdżą za granicę, np. do Ameryki Południowej czy częściej do Holandii i przywożą stamtąd np. kokainę czy marihuanę. Na jednym takim wyjeździe mają 30–40 tys. zł zysku – opowiada nam śledczy, który prowadzi sprawy przeciwko takim osobom. Jakiś czas temu – jak wspomina – zarzuty narkotykowe stawiał przedstawicielowi jednej z sieci telefonii komórkowej.