„Jak na 40-milionowe państwo powinniśmy być traktowani poważniej", „W 40-milionowym kraju w środku Europy..." – często słyszymy takie frazy w debacie publicznej. Okazuje się, że nie mają one nic wspólnego z rzeczywistością. Jest nawet gorzej, niż to najczęściej podaje Główny Urząd Statystyczny, który operuje liczbą 38,5 mln osób.
W rzeczywistości jest nas ok. 37 mln. Aby to ustalić, trzeba jednak wniknąć głęboko w dane GUS, uwzględnić nadchodzące zmiany w prawie, obowiązujące definicje i metodologię liczenia Polaków.
Przypadek Muszyny
W „Rz" opisywaliśmy w ubiegłym tygodniu emocjonującą historię Jana Golby, burmistrza Muszyny w Małopolsce, który zamierza pozwać GUS do sądu. Twierdzi, że w jego miasteczku mieszkają 4902 osoby, ale według urzędu statystycznego jest ich 5115. Mimo że chodzi o zaledwie 213 osób, dla gminy ma to wielkie znaczenie.
– Zawyżona przez GUS liczba spowodowała, że straciłem w tym roku prawie 1,5 mln zł subwencji oświatowej – żalił się „Rz" burmistrz Golba. – Prosiłem GUS o korektę danych, ale bezskutecznie. Jeśli nie odzyskam pieniędzy, będę musiał zapewne zamknąć wkrótce jedną szkołę – dodawał.
Subwencję oświatową MEN przyznaje bowiem gminom według specjalnego algorytmu. Faworyzowane są małe miejscowości do 5 tys. mieszkańców. Dostają na ucznia o prawie 40 proc. więcej. Wystarczy jednak, że liczba mieszkańców wzrośnie do 5001, i preferencji nie ma. A przepisy mówią: liczbę mieszkańców ustala GUS.