– Miałem wtedy sześć lat. W ogrodzie zoologicznym ukrywali się także moja siostra, matka i ojciec – wspomina w rozmowie z „Rzeczpospolitą" Moshe Tirosh, jeden z Żydów ocalonych podczas wojny dzięki pomocy dyrektora warszawskiego zoo Jana Żabińskiego i jego żony Antoniny. Przyjechał z Izraela na sobotnią uroczystość otwarcia w willi Żabińskich miejsca pamięci o Holokauście.
Miecio Kenigswain – dzisiaj Moshe Tirosh – był jednym z kilkuset ukrywających się w zoo. Szacunki Instytutu Yad Vashem mówią o 150–300 osobach.
Dla rodziny Samuela Kenigswaina, znanego przedwojennego boksera, ogród zoologiczny był już drugim miejscem, w którym ukrywała się w czasie wojny po ucieczce z getta w 1943 r. W znalezieniu pierwszej kryjówki pomógł Zygmunt Piętak, młody mieszkaniec warszawskiej Woli. Przez kilka tygodni rodzina mieszkała w skrytce za ścianą z dykty u rodziny Raczków w budynku przy ul. Karolkowej 84 na warszawskiej Woli. – Moja młodsza siostra ciągle płakała, to mogło nas zdradzić, więc właściciele mieszkania bali się dalej nas ukrywać. Musieliśmy znaleźć inne miejsce – wspomina Moshe Tirosh.
Pojechali dorożką do ogrodu zoologicznego. – Mój dziadek znał Jana Żabińskiego, bo jeszcze przed wojną dostarczał do ogrodu warzywa i owoce – opowiada.
Żabińscy ulokowali dzieci w piwnicy willi, a ich rodziców w pustych klatkach po dzikich zwierzętach. Gdy w pobliżu pojawiali się Niemcy, Antonina Żabińska siadała do fortepianu i grała „Piękną Helenę" Offenbacha. To był sygnał, aby ukrywający się byli cicho.