To pierwszy kraj, w którym o wprowadzeniu małżeństw osób tej samej płci zadecydował wynik ogólnonarodowego plebiscytu. Na dodatek jest to kraj w większości katolicki (84 proc.), w którym niewiele ponad dwie dekady wcześniej stosunki homoseksualne były karalne.
Hierarchowie namawiali do głosowania na nie, ale jeden z nich, arcybiskup Dublina Diarmuid Martin, powiedział po przedstawieniu wyników głosowania, że w jego kraju doszło do rewolucji społecznej. I Kościół nie może tego nie zauważać, musi się liczyć z rzeczywistością, zwłaszcza z tym, jak świat postrzega młode pokolenie.
Kościołowi w Irlandii bardzo zaszkodziły skandale seksualne i pedofilskie. Ujawnianiu kolejnych afer i publikowaniu raportów w sprawie nadużyć towarzyszyło zjawisko masowego odchodzenia wiernych od praktyk religijnych. Jeszcze w latach 70. ponad 90 proc. irlandzkich katolików chodziło regularnie na niedzielne msze, dekadę temu ponad dwa razy mniej, a teraz w parafiach stołecznych pojawia się ledwie jedna piąta wiernych.
Środowiska LGBT przyjęły wyniki z wielką radością, pierwsze śluby homoseksualne są planowane na jesień. Piątkowe głosowanie wzbudziło duże zainteresowanie za granicą. Po ogłoszeniu wyników z gratulacjami pośpieszyli m.in. konserwatywny brytyjski premier David Cameron i demokratyczna kandydatka na prezydenta USA Hillary Clinton, która napisała w mediach społecznościowych „Irlandio. Dobra robota".
Czy inne państwa również będą poddawały kwestie obyczajowo-cywilizacyjne pod głosowanie w referendum? Premier Australii Tony Abbott (z centroprawicowej Partii Liberalnej) odrzucił taką możliwość.