Ciężki sprzęt wjechał w pomniki żołnierzy AK pochowanych w trzech miejscach w okolicy miejscowości Borowicze i Jogła (leżą około 300 km na południe od Petersburga). Jako pierwsi poinformowali o tym miejscowi mieszkańcy. Jak dowiedziała się „Rzeczpospolita”, groby zmarłych więźniów dawnego łagru innych narodowości (m.in. Węgrów) nie zostały tam naruszone.
Martyrologia polskich żołnierzy
– Bardzo dokuczało nam zimno [...] Pomimo dużych mrozów przez kilka godzin dziennie staliśmy na dworze, ponieważ strażnicy robili tzw. prowierki, czyli liczenie więźniów, przy czym nieustannie się mylili. Ponieważ większość z nas została aresztowana latem, nie mieliśmy ciepłej odzieży. W lutym zostaliśmy skierowani do pracy poza obozem. Na mrozie przebywaliśmy nawet dwanaście godzin: osiem kilometrów w jedną stronę, osiem w drugą, ciągłe liczenie i osiem godzin pracy – wspominał na łamach „Naszego Dziennika” w 2002 roku major Roman Bar, współzałożyciel i wieloletni prezes Środowiska Borowiczan, organizacji zrzeszającej byłych więźniów łagrów NKWD w Borowiczach i Swierdłowsku.
Zdewastowany cmentarz AK w Borowiczach-Jogły
Opowiadał, jak sowiecka bezpieka upychała po 400 więźniów do jednego baraku i o tych, którzy z powodu głodu i wycieńczenia na zawsze pozostali w rosyjskiej ziemi. Był wśród niemal 5 tys. obywateli polskich, głównie szeregowych żołnierzy AK, których po wkroczeniu do Polski Armii Czerwonej wywieziono w 1944 roku do zespołu łagrów nr 270 Borowicze. Dzięki jego staraniom niedługo po upadku Związku Radzieckiego upamiętniono miejsca spoczynku ponad 600 żołnierzy AK w okolicy Borowicz (obwód nowogrodzki), którzy zmarli tam w latach 1944–1947. Roman Bar zmarł w 2015 roku w Polsce.
W nocy z soboty na niedzielę w Rosji zdewastowano kilka miejsc spoczynku jego zmarłych w łagrze kolegów.