Rzeczpospolita: „Nie piję, bo kocham" to kampania społeczna Ruchu Światło–Życie, która ma uwrażliwić Polaków na problem alkoholizmu, ale też promować modę na niepicie. Ale jak przestać pić? Przecież alkohol jest po prostu częścią naszego życia społecznego, a jego spożywanie nie oznacza od razu, że zmagamy się z alkoholizmem.
Brygida Grysiak: Nie chcemy namawiać ludzi do zupełnej abstynencji, bo to rzeczywiście jest trudne. Chodzi o poruszenie sumień Polaków, którzy nadużywają alkoholu, nie zawsze alkoholików. Apelujemy o to, żeby pomyśleli o tych, których z jednej strony kochają, a z drugiej krzywdzą, pijąc na potęgę. W moim odczuciu stanowczo za mało się mówi w przestrzeni publicznej o tej miłości, która stała się punktem wyjścia kampanii „Nie piję, bo kocham". Bo kiedy pijemy, wydaje się nam, że to jest tylko nasz problem, i nie rozumiemy, że rzeczywistość jest zupełnie inna.
A jaka jest ta rzeczywistość?
Zwykle pijący rodzice nie myślą o tym, że ich problem staje się problemem całej rodziny. Szczególnie cierpią na tym dzieci. To naznacza je na całe życie. Dzieci z rodzin dotkniętych alkoholizmem mają trudniejszy start, a w wielu przypadkach potrzebują opieki psychologa. Niestety, ta kwestia nie jest obecna w powszechnej świadomości Polaków, a przecież nie bez powodu tworzone są grupy wsparcia dla rodzin alkoholików. Ciągłe tłumaczenie się uzależnionego, że to tylko jego sprawa albo że tego problemu w ogóle nie ma, powoduje, że alkoholizm staje się głęboką, ropiejącą raną całej rodziny. Trzeba pracy, często wielu lat terapii i wyrzeczeń, żeby ta rana miała szansę się zagoić.
Skoro alkoholizm nie jest problemem jednostek, ale dzieci, żon, mężów, matek, ojców, to jak im pomagać?