Rzeczpospolita: Upadające kołchozy znalazły się pod lupą białoruskich władz, które wytoczyły już prawie 50 spraw karnych za niegospodarność. Jak się mają tamtejsze kołchozy do dawnych polskich państwowych gospodarstw rolnych?
Dr Ewelina Szpak: Najpierw należałoby odróżnić kołchozy od sowchozów. Obie formy gospodarstw znane są jeszcze z czasów ZSRR, ale różnią się kwestią własności. Kołchozy to formalnie ziemie zrzeszone w ramach spółdzielni. Natomiast sowchozy czy nasze PGR były upaństwowione. Spółdzielnie produkcyjne zupełnie nie przyjęły się w Polsce. Już w 1956 r. większość z nich się rozwiązała. Głównie ze względu na podejście polskich chłopów do kwestii ziemi, która była dla nich bardzo ważna, postrzegana jako ojcowizna.
A PGR przetrwały.
Tak, te gospodarstwa tworzone były na bazie dawnych majątków ziemiańskich czy poniemieckich. Ludzie, którzy początkowo je tworzyli, wywodzili się w dużej mierze z grup, którym wcześniej nie żyło się na wsi najłatwiej: bezrolnych robotników najemnych. Dochodzi do tego kwestia migracji do tzw. Ziem Odzyskanych. Ludzie przyjeżdżający tam pracę w PGR często traktowali tymczasowo i przenosili się z jednego gospodarstwa do drugiego w poszukiwaniu lepszych warunków. Często mówiło się, że PGR to było takie państwo w państwie.
Dlaczego?