Berlińczycy zatęsknili za socjalizmem

Nie wiadomo, co począć z wynikiem precedensowego referendum w stolicy Niemiec zakładającym przymusowe odebranie mieszkań prywatnym spółkom branży nieruchomości.

Publikacja: 04.10.2021 21:00

Czerwony Ratusz w Berlinie, w którym urzęduje rządzący burmistrz, czyli szef rządu landowego i zaraz

Czerwony Ratusz w Berlinie, w którym urzęduje rządzący burmistrz, czyli szef rządu landowego i zarazem głowa miasta stołecznego

Foto: AFP

Nie tylko przegrana CDU/CSU w niedawnych wyborach do Bundestagu wywołała pewną sensację na niemieckiej scenie politycznej. Nie mniejszą jest wynik referendum w Berlinie, które towarzyszyło wyborom nowego parlamentu lokalnego, landtagu. Rzeczą niespotykaną w Niemczech był już sam problem kryjący się za pytaniem referendalnym dotyczącym propozycji wywłaszczenia wielkich prywatnych spółek będących właścicielami ponad 240 tys. mieszkań w stolicy Niemiec.

56,4 proc. uczestników referendum nie miało żadnych wątpliwości, że wywłaszczyć prywatne firmy należy, przeciwnych było 39 proc. Większość opowiedziała się za szokującym rozwiązaniem w postaci przymusowego pozbawienia własności legalnie działających podmiotów gospodarczych, którym zarzucić można tylko to, że chcą zarabiać na wynajmie nabytych zgodnie z prawem mieszkań.

Berlin ma 3,7 mln mieszkańców zajmujących 2 mln lokali. Z tej liczby 1,6 mln to mieszkania wynajmowane

Spółki, które posiadają więcej niż 3 tys. mieszkań, miałyby zostać przekształcone w zarządzające przejętymi lokalami instytucje użyteczności publicznej. Wywłaszczenie miałoby nastąpić poprzez odpowiednie rozstrzygnięcie władz Berlina i to poniżej cen rynkowych. Tak brzmiało uzasadnienie inicjatora referendum, którym jest społeczna organizacja o nazwie Deutsche Wohnen & Co Enteignen (enteigen – to wywłaszczyć). Deutsche Wohnen to notowana na giełdzie firma branży nieruchomości posiadająca w całych Niemczech 155 tys. mieszkań, z czego 115 tys. w Berlinie.

– Nie może być tak, że kierujące się chęcią zysku potężne firmy dyktują ceny, prowadząc do destabilizacji całego rynku mieszkaniowego w Berlinie, gdzie dla części mieszkańców lokale stają się po prostu niedostępne – argumentują zwolennicy drastycznego rozwiązania, także jak na standardy niemieckiego modelu społecznej gospodarki rynkowej. Powołują się przy tym na art 14 § 2 ustawy zasadniczej, że „własność zobowiązuje", a korzystanie z niej „powinno zarazem służyć dobru ogółu". Kolejny artykuł precyzuje, że „ziemia, zasoby naturalne i środki produkcji" mogą zostać „uspołecznione" za odpowiednim odszkodowaniem. Problem w tym, że oba przepisy nie miały do tej pory ani razu zastosowania.

Berlin ma 3,7 mln mieszkańców zajmujących 2 mln lokali. Z tej liczby 1,6 mln to mieszkania wynajmowane. Współczynnik ten jest szczególnie wysoki w dzielnicach wschodnich, czyli obszarze byłej NRD. W ostatnich latach czynsze rosły szybko, co było związane z boomem cenowym nieruchomości i pojawieniem się inwestorów zagranicznych. Władze Berlina próbowały ten wzrost opanować, wprowadzając limit wzrostu czynszów. Niewiele to dało. Co ciekawe, zaledwie jedna czwarta osób opowiadających się za wywłaszczeniem gigantów mieszkaniowych jest przekonana, że rozwiąże to problem.

Czytaj więcej

Niemcy: Powyborcze rozliczenia w partii Merkel

Senat (rząd landu) Berlina nie jest prawnie zobowiązany wynikami referendum. Ale nie może ich całkowicie zignorować. Tym bardziej że podobnie jak do tej pory landem może rządzić koalicja SPD, Zieloni i Die Linke. Dwie ostatnie partie opowiadały się za wywłaszczeniem. SPD, która wybory wygrała, była przeciw, ale jest niejako skazana na współpracę z dotychczasowymi partnerami. Liczy obecnie na złagodzenie stanowiska Zielonych.

Bez względu na wszystko, nie wiadomo, skąd wziąć pieniądze na ograniczoną nawet akcję wywłaszczeń. Miasto ma ponad 60 mld euro długu publicznego. Tymczasem wartość giełdowa jedynie Deutsche Wohnen przekracza 20 mld euro. Jak oblicza Senat, realizacja wyniku referendum kosztowałaby 28,8–36 mld euro.

– Nie pozostaje nic innego jak odłożenie wyników referendum ad acta oraz budowanie więcej mieszkań socjalnych – mówi „Rz" Jochen Staadt, politolog z Wolnego Uniwersytetu w Berlinie. Nie wyklucza, że referendum nie odzwierciedla prawdziwych nastrojów społecznych, gdyż cześć z jego uczestników głosowała zapewne za wywłaszczeniem, dając jedynie wyraz niezadowoleniu z rosnących czynszów.

Nie tylko przegrana CDU/CSU w niedawnych wyborach do Bundestagu wywołała pewną sensację na niemieckiej scenie politycznej. Nie mniejszą jest wynik referendum w Berlinie, które towarzyszyło wyborom nowego parlamentu lokalnego, landtagu. Rzeczą niespotykaną w Niemczech był już sam problem kryjący się za pytaniem referendalnym dotyczącym propozycji wywłaszczenia wielkich prywatnych spółek będących właścicielami ponad 240 tys. mieszkań w stolicy Niemiec.

56,4 proc. uczestników referendum nie miało żadnych wątpliwości, że wywłaszczyć prywatne firmy należy, przeciwnych było 39 proc. Większość opowiedziała się za szokującym rozwiązaniem w postaci przymusowego pozbawienia własności legalnie działających podmiotów gospodarczych, którym zarzucić można tylko to, że chcą zarabiać na wynajmie nabytych zgodnie z prawem mieszkań.

Pozostało 80% artykułu
2 / 3
artykułów
Czytaj dalej. Subskrybuj
Społeczeństwo
Wielka Brytania zwróci cztery włócznie potomkom rdzennych mieszkańców Australii
Społeczeństwo
Pomarańczowe niebo nad Grecją. "Pył może być niebezpieczny"
Społeczeństwo
Sąd pozwolił na eutanazję, choć prawo jej zakazuje. Pierwszy taki przypadek
Społeczeństwo
Hipopotam okazał się samicą. Przez lata ZOO myślało, że jest samcem
Społeczeństwo
Demonstracje przeciw Izraelowi w USA. Protestują uniwersytety