Na ulice miasta wyprowadzono oddziały wojska. Zbrojna interwencja położyła kres kilkudniowym starciom, w wyniku których kilkaset osób straciło życie, tysiąc zostało rannych, a 17 tysięcy uciekło z domów, kryjąc się w budynkach szkół, szpitali i koszar. – W mieście panuje już spokój – ogłosił pułkownik Shekari Galadima, dowodzący akcją pacyfikacyjną.
Walki rozpoczęły się w niedzielę. Nie wiadomo dokładnie, co było ich bezpośrednią przyczyną. Według niektórych doniesień zaczęło się od bójki kibiców po meczu piłki nożnej. Inni utrzymują, że starcia wybuchły w chrześcijańskiej dzielnicy Nasarawa. Chrześcijanie przegonili stamtąd muzułmanina Kadira Mohammeda, który chciał wrócić do swojego domu zniszczonego podczas podobnych zamieszek przed dwoma laty.
W odwecie wyznawcy islamu zaatakowali wiernych uczestniczących we mszy w kościele katolickim. Na ulice wyległy wtedy grupy chrześcijańskich wyrostków, rzucając kamieniami w muzułmanów. W starciach uczestniczyła coraz większa liczba osób, w ruch poszły drągi i maczety, aż wreszcie gruchnęły strzały. Wtedy zaczęły się już regularne walki i krew popłynęła szerokim strumieniem.
Wydarzenia w Jos rozgrywają się na tle coraz bardziej skomplikowanej sytuacji na szczytach władzy w Nigerii. Zgodnie z niepisanym porozumieniem liderem rządzącej partii jest raz muzułmanin, a raz chrześcijanin. Stanowiska w administracji też dzielone są w taki sposób, by żadna ze stron nie czuła się poszkodowana.
Obecny prezydent, muzułmanin Umara Yar’Adua, przebywa jednak od dwóch miesięcy na leczeniu w Arabii Saudyjskiej, wobec czego na czele państwa stanął wiceprezydent, chrześcijanin Goodluck Jonathan. Wśród muzułmanów rozniosła się plotka, że zostanie on wkrótce nowym prezydentem, w związku z czym „kadencja muzułmańska” ulegnie skróceniu. Napięcia pomiędzy obiema społecznościami są szczególnie silne w Jos, leżącym na granicy między zdominowaną przez muzułmanów północą i zamieszkanym przez chrześcijan oraz animistów południem. W mieście regularnie dochodzi do zamieszek – podczas eskalacji przemocy w 2008 roku zginęło około 700 ludzi.