Największy od ponad 30 lat strajk generalny na Śląsku wisi na włosku. Wczoraj ruszyły referenda w górnictwie, ciepłownictwie i energetyce. Jednak już dziś wiadomo, że górnicy z Kompanii Węglowej i Południowego Koncernu Węglowego z grupy Tauron są za strajkiem. W Jastrzębskiej Spółce Węglowej głosują 15 stycznia, w Katowickim Holdingu Węglowym 17 stycznia. – Będzie gorąco – mówią związkowcy, którzy spodziewają się, że w referendach weźmie udział nawet 200 tys. osób.
Planowany protest jest nietypowy. Oficjalnie śląski przemysł głosuje za strajkiem lojalnościowym wobec pracowników sądownictwa, którzy są w sporze zbiorowym, ale sami nie mają prawa do strajku. Dlatego protest może potrwać maksymalnie cztery godziny. Ale to i tak wielomilionowe koszty.
– Moi związkowcy poinformowali, że chcą strajkować w obronie pracowników sądu w Siemianowicach – mówi „Rz" Jarosław Zagórowski, prezes JSW. – Tyle że referendum odbywa się za pieniądze spółki, postój kopalń też – irytuje się.
Cztery godziny postoju jastrzębskich kopalń to według naszych szacunków ok. 5 mln zł utraty przychodów z tytułu niewydobytego węgla. We wszystkich kopalniach w regionie będzie to w sumie ponad 15 mln zł.
– Obok lojalności z sądownictwem są postulaty polityczne, a strajk będzie miał skutki ekonomiczne. W JSW to niepoważne, bo mamy porozumienie płacowe, od stycznia pensje górników wzrosły, zarabiają średnio 7500 zł miesięcznie brutto, a chcą strajkować, gdy firma z powodu kryzysu ratuje się przed stratą – mówi szef JSW.