27 kwietnia 2008 r. stadion przy ul. Łazienkowskiej w Warszawie. Mecz Legia Warszawa – Wisła Kraków. Jak zwykle od wielu miesięcy kibice na trybunach nie dopingują swojego zespołu. Niektórzy zaczynają jednak zagrzewać do walki swoich zawodników. Wówczas szybko kilku łysych, dobrze zbudowanych mężczyzn podchodzi do nich i rzuca: „przestańcie kibicować albo wpier...”. Nikt nie protestuje. Wszyscy wracają do biernego oglądania meczu.
O zastraszaniu głośno było na forach internetowych. „Krzyczeli do prowadzącego doping, żeby siadał i zamknął się, a gdy to nie pomogło, straszyli przemocą fizyczną” – relacjonuje na stronie legialive Piotr. „Oczywiście ten pan usiadł przygaszony. Był to widok niezwykle przykry i przygnębiający. Ogarnął mnie i innych żal i uczucie bezradności” – dodaje kibic.
– Słyszałem tę historię. Nie chcę jednak weryfikować, czy tak było czy nie – mówi „Rz” Michał Wójcik, rzecznik Stowarzyszenia Kibiców Legii Warszawa.
Jednak takie sytuacje tylko zaogniają konflikt między kibicami Legii a władzami klubu. Dzisiaj jedyny doping, jaki można usłyszeć na Łazienkowskiej, to obraźliwe hasła pod adresem firmy ITI i jednego z jej szefów Mariusza Waltera.
Spór kibiców Legii z właścicielami klubu wybuchł latem 2007 r. Wówczas po zamieszkach z udziałem kibiców stołecznego zespołu w trakcie meczu pucharu Intertoto w Wilnie klub zaprzestał zamawiania biletów dla kibiców na mecze wyjazdowe Legii. Za skandaliczne zachowanie na Litwie władze Legii ukarały zakazami stadionowymi grupę kibiców, z których część należała do SKLW. – Klub ukarał wiele osób uczestniczących w zamieszkach, ale wyeliminował też tych, którzy krytykowali zarząd. Bez dowodów znalazł kozła ofiarnego w stowarzyszeniu. Mówiliśmy, że obecne władze nie dbają o historię i tradycję Legii, a ciągle podnoszą ceny biletów – mówi „Rz” Michał Wójcik, rzecznik SKLW. Kibice rozpoczęli więc swój protest.