– Morderca ma być osądzony; morderca jest mordercą i mordercą pozostanie. Nie zgadzam się, by byli odznaczani ludzie, którzy nie mogą się pojawić w Niemczech, bo zostaną tam natychmiast aresztowani i postawieni przed sądem – mówi „Rzeczpospolitej” przewodniczący Komunistycznej Partii Czech i Moraw (KSCM) Vojtech Filip.
To jeden z najostrzejszych krytyków decyzji premiera Mirka Topolanka, który podczas wizyty w USA w lutym tego roku odznaczył braci Citrada i Josefa Maszinów za walkę z komunizmem. Medal otrzymał także ich kolega Milan Paumer, który mieszka w Czechach.
Z badań opinii publicznej wynika, że ponad połowa obywateli uważa ich za przestępców. Teraz debata na temat stosunku do historii odżyła ze zdwojoną siłą, bo czeski Senat kilka dni temu zgłosił trzech mężczyzn do odznaczeń państwowych przyznawanych przez prezydenta Czech.
Do grupy, która planowała ucieczkę, należeli bracia Maszinowie oraz ich szkolni koledzy: Paumer, Vaclav Szveda i Zbynek Janota. Wszyscy chcieli z bronią w ręku walczyć z komunizmem. Uznali, że nie pozostaje im nic innego, jak wstąpić do amerykańskiej armii.
Aby zdobyć uzbrojenie, pięcioosobowa grupa dokonała w 1951 roku napadu na posterunek milicji. Dyżurnego funkcjonariusza odurzyli chloroformem i poderżnęli mu gardło. Udało im się zdobyć osiem pistoletów i sześć karabinów maszynowych.