O megainwestora walczyło prawie sto miast, Gliwice zgłosiły się ostatnie, a SLD-owski rząd wspierał Dąbrowę Górniczą. Także szefowie General Motors Poland mieli wytypowanych faworytów, Gliwic nie było na ich liście. Ale menedżerowie GM, objeżdżając potencjalne lokalizacje, po drodze przyjechali na spotkanie z Frankiewiczem. Dotarli o godzinie 22. – To była z ich strony zwykła kurtuazja, ale dostaliśmy swoje pięć minut – ocenia dziś prezydent.
Następnego dnia rano inwestorzy pojechali obejrzeć nieużytki, jakie im miasto proponowało pod fabrykę, i oczy im się otworzyły. Świetna lokalizacja (przy drodze na Wrocław, niedaleko autostrada), na miejscu wykształcona kadra z Politechniki Śląskiej. Kilka miesięcy później miasto zagwarantowało im w umowie inwestycyjnej zwolnienie z podatku na 20 lat.
Mordercza walka o inwestora trwała wiele miesięcy. Wreszcie 2 października 1996 r. nastąpiło oficjalne wbicie łopaty pod budowę fabryki. Kilka dni wcześniej prezydent wysłał na miejsce ekipę drogową, która wylała 300 metrów asfaltu. To właśnie ten odcinek dał początek dzisiejszej drodze do fabryki – ul. Adama Opla 1. Taki trik, ale ludzie z GM byli zachwyceni.
Fabryka powstała błyskawicznie – w 22 miesiące. Kosztowała 700 mln euro. Za Oplem do Gliwic ściągali kolejni inwestorzy. Powstała specjalna strefa ekonomiczna (wcześniej władze miasta nie mogły się w rządzie przebić z tym pomysłem), w której dziś działa ponad 50 firm.
GM robił reklamę miastu, bo firmy, zanim wykładały pieniądze na inwestycje w Gliwicach, pytały koncern o jego doświadczenia. Rokrocznie do kasy miasta trafia ze strefy 25 mln zł z podatków. GM (a teraz także nowi współwłaściciele Opla) zgodnie z umową, podatku nie będzie płacić do 2016 r. – Zainwestowaliśmy w strefę 70 mln zł, zwróciło się to nam wielokrotnie – mówi prezydent Frankiewicz.
Są też inne zyski. Gliwice wskoczyły z dziesiątego miejsca do pierwszej trójki najlepszych miast na Śląsku. W ciągu 11 lat budżet miasta wzrósł dziesięciokrotnie. – Gdyby nie było Opla, Gliwice byłyby na poziomie Zabrza czy Bytomia – ocenia Frankiewicz. To miasta o dużym bezrobociu, z tzw. skazą pogórniczą.