W tym roku organizatorzy zamienili w nazwie imprezy "tolerancję" na "równość", bo uznali, że tolerancja ma także pewien wydźwięk negatywny - pobłażanie - i to dla ich postulatów za mało. A domagają się przede wszystkim "rozwiązań prawnych zapewniających parom jednopłciowym takie same prawa, jakie mają pary heteroseksualne".
Młodzi ludzie, ochraniani przez wyjątkowo liczne i uzbrojone po zęby siły policyjne z psami, skandowali: "Każdy inny, wszyscy równi", nieśli kolorowe baloniki, a także, m.in., flagę z napisem SLD. Wśród pochodu, który przemierzał miasto przez ponad godzinę, byli - sądząc po transparentach - ateiści, racjonaliści, wolnomyśliciele i socjaldemokraci. "Byłam "bi", zanim to stało się modne" - napisała na innym uczestniczka parady. Wśród postulatów znalazło się też żądanie bezpłatnych operacji dla "osób transpłciowych".
W okolicach Wawelu czekała na maszerujących nieliczna grupka młodzieży w towarzystwie kapłana. Trzymała krzyż, modliła się i skandowała: "Chrystus Rex" oraz "Wielka Polska katolicka". Inna grupka nastolatków, wznosiła okrzyki "Precz z sodomią". Nie doszło do zamieszek, bo policja nie dopuściła do kontaktu maszerujących z Wszechpolakami i członkami Narodowego Odrodzenia Polski. Pojawiły się tylko jajka i petardy, ale pochód spokojnie dotarł na Rynek Główny.
Organizatorzy zapowiadali, że w paradzie uczestniczyć będzie nawet dwa tysiące osób. Przeliczyli się, choć na jednej z niesionych tablic napisano: "statystycznie jest nas w Krakowie 45 tysięcy".
Marsz był największą atrakcją dla odwiedzających miasto turystów, zdumionych tak licznymi siłami policji szczelne otaczających kolorowy pochód. eł