Większa liczba zabiegów przerywania ciąży to efekt badań prenatalnych. Lekarze częściej diagnozowali zagrożenie płodu niepełnosprawnością lub nieuleczalną chorobą – wynika z ogłoszonego właśnie sprawozdania Rady Ministrów z wykonania ustawy aborcyjnej.
– Jest to jeszcze jeden dowód ułomności ustawy, która paradoksalnie nazywa się ustawą "o ochronie płodu ludzkiego" – komentuje prof. Andrzej Szostek, etyk z KUL. Podkreśla, że ustawa daje w ten sposób prawo do kwalifikacji według ich sprawności, a nie tego, kim jest człowiek.
Prof. Bohdan Chazan, dyrektor Szpitala Ginekologiczno-Położniczego im. Świętej Rodziny w Warszawie, podkreśla, że metody badań diagnostycznych stają się coraz bardziej szczegółowe. – Oczka sieci stają się bardziej gęste i w ten sposób najdrobniejsze nieprawidłowości rozwoju klasyfikowane są jako wskazanie do aborcji – mówi. – Małżonkowie zaś, którzy często pozostają bez wsparcia ze strony lekarzy, nie wiedzą o możliwości paliatywnej opieki prenatalnej i decydują się na zabicie dziecka.
W ostatnich dwóch latach liczba tzw. inwazyjnych badań prenatalnych była na zbliżonym poziomie, ale w 2010 r. ponaddwukrotnie częściej stwierdzano duże prawdopodobieństwo ciężkiego i nieodwracalnego upośledzenia dziecka albo nieuleczalnej choroby zagrażającej jego życiu.
W 2010 r. wykonano u kobiet w ciąży 5623 inwazyjne badania prenatalne. Stwierdzono 1645 patologii rozwoju ciąży. Rok wcześniej badań było 5795, stwierdzonych patologii – 750.